150 

po polsku


Wstecz / Spis tre¶ci / Dalej
MAGICZNE KROKI
Po raz pierwszy don Juan opowiedzia³ mi szczegó³owo o magicznych krokach po tym, gdy wyrazi³ siê nieprzychylnie na temat mojej wagi.
– Cholerny z ciebie grubas – powiedzia³, przygl±daj±c mi siê od stóp do g³ów i z dezaprobat± krêc±c g³ow±. – Niewiele ci brakuje do oty³o¶ci. Widaæ po tobie, ¿e jeste¶ wyeksploatowany. Jak ka¿dy cz³owiek twojego czasu, zaczynasz obrastaæ t³uszczem na karku, jak byk. Czas najwy¿szy, by¶ powa¿nie pomy¶la³ o najwiêkszym odkryciu czarowników, o magicznych krokach.
– O jakich znowu magicznych krokach, don Juanie? – spyta³em. – Do tej pory nic mi o nich nie wspomina³e¶. A je¶li nawet, to tylko mimochodem, bo nie mogê sobie niczego takiego przypomnieæ.
– Opowiedzia³em ci o nich bardzo du¿o – powiedzia³ – a co wiêcej, mnóstwo ich ju¿ znasz. Ca³y czas ciê ich uczê.
Je¶li o mnie chodzi, nie by³o prawd±, jakoby ca³y czas uczy³ mnie jakichkolwiek magicznych kroków. Zaprzeczy³em bardzo zapalczywie.
– Nie musisz wk³adaæ tyle uczucia w obronê swojego cudownego ja – za¿artowa³, poruszaj±c komicznie brwiami z przepraszaj±cym wyrazem twarzy. – Chcia³em powiedzieæ, ¿e na¶ladujesz wszystko, co robiê, wykorzystujê wiêc twoj± umiejêtno¶æ na¶ladowania. Przez ca³y czas pokazujê ci przeró¿ne magiczne kroki, a ty zawsze my¶lisz, jak to ja uwielbiam rozprostowywaæ ko¶ci i s³uchaæ, jak mi w stawach trzeszczy. Podoba mi siê ta twoja interpretacja – rozprostowywanie ko¶ci. Dalej bêdziemy to tak okre¶laæ.
– Pokaza³em ci dziesiêæ ró¿nych sposobów rozprostowywania ko¶ci – ci±gn±³. – Ka¿dy z nich to magiczny krok, idealnie pasuj±cy do twojego i mojego cia³a. Mo¿na by rzec, ¿e te dziesiêæ magicznych kroków doskonale nam obydwu odpowiada. S± nasz± osobist± w³asno¶ci±, tak jak by³y w³asno¶ci± czarowników pochodz±cych z dwudziestu piêciu pokoleñ przed nami, którzy byli dok³adnie tacy sami jak my dwaj.
Jak to uj±³ don Juan, magiczne kroki by³y ró¿nymi pozycjami, które – w moim mniemaniu – przyjmowa³ dla rozprostowania ko¶ci. Porusza³ wówczas w okre¶lony sposób ramionami, nogami, tu³owiem i biodrami; s±dzi³em, ¿e robi to, by maksymalnie rozci±gn±æ miê¶nie, ko¶ci i ¶ciêgna. Z mojego punktu widzenia efektem tych ruchów by³o trzeszczenie w stawach, które, jak wierzy³em, don Juan demonstrowa³, by mnie zadziwiæ i rozweseliæ. Pamiêtam, ¿e za ka¿dym razem mówi³, abym go na¶ladowa³. Zachêca³ mnie nawet, w duchu wspó³zawodnictwa, bym zapamiêta³ ruchy, które mi pokazywa³, i powtarza³ je w domu, a¿ bêdê umia³ wydobyæ z moich stawów podobne trzeszczenie.
Nigdy mi siê nie uda³o us³yszeæ tego trzeszczenia w moich stawach, jednak¿e bez w±tpienia nauczy³em siê wszystkich ruchów, zupe³nie mimochodem. Teraz wiem, ¿e fiasko moich usilnych starañ, by wydobyæ trzeszczenie ze stawów, wysz³o mi w koñcu na dobre, poniewa¿ miê¶ni i ¶ciêgien ramion oraz pleców nigdy nie wolno rozci±gaæ tak forsownie. Stawy don Juana po prostu mia³y to do siebie, ¿e trzeszcza³y przy naci±ganiu, podobnie jak stawy palców d³oni niektórych ludzi trzeszcz± przy zaciskaniu piê¶ci.
– Jak dawni czarownicy wymy¶lili magiczne kroki, don Juanie? – spyta³em.
– Nikt ich nie wymy¶li³ – odpar³ surowo. – Z za³o¿enia, ¿e zosta³y one wymy¶lone, automatycznie wynika wniosek o ingerencji umys³u, a w wypadku magicznych kroków jest on b³êdny. Prêdzej ju¿ zosta³y one odkryte przez dawnych szamanów. Mówiono mi, ¿e wszystko siê zaczê³o od niezwyk³ego poczucia b³ogo¶ci, którego szamani doznawali w szamañskich stanach podwy¿szonej ¶wiadomo¶ci. Uczucie rozpieraj±cego ich wigoru by³o to tak niesamowite i fascynuj±ce, ¿e usi³owali je przenie¶æ równie¿ do stanu normalnej ¶wiadomo¶ci.
– Z pocz±tku szamani byli przekonani, ¿e to uczucie b³ogo¶ci jest po prostu wytworem stanu podwy¿szonej ¶wiadomo¶ci – wyja¶ni³ mi kiedy¶ don Juan. – Wkrótce spostrzegli, ¿e nie wszystkie stany szamañskiej podwy¿szonej ¶wiadomo¶ci wywo³uj± w nich owo uczucie. Po dok³adnej analizie okaza³o siê, ¿e b³ogo¶æ pojawia³a siê zawsze w trakcie wykonywania okre¶lonych ruchów cia³em. Szamani u¶wiadomili sobie, ¿e w stanach podwy¿szonej ¶wiadomo¶ci ich cia³a mimowolnie siê porusza³y na ró¿ne sposoby i ¿e w³a¶nie te ruchy by³y powodem owego niezwyczajnego odczucia fizycznej i psychicznej pe³ni.
Don Juan powiedzia³, ¿e zawsze mu siê wydawa³o, i¿ ruchy, które dawni szamani wykonywali automatycznie w stanach podwy¿szonej ¶wiadomo¶ci, s± pewnego rodzaju dziedzictwem ludzko¶ci, czym¶ g³êboko ukrytym i wyjawianym tylko tym, którzy tego szukaj±. Wyobra¿a³ sobie owych czarowników jako badaczy podwodnych g³êbin, którzy odzyskali ten skarb, nawet o tym nie wiedz±c.
Don Juan mówi³, ¿e dawni czarownicy zaczêli mozolnie ³±czyæ ze sob± niektóre z zapamiêtanych ruchów. Ich wysi³ki nie posz³y na marne. Uda³o im siê odtworzyæ ruchy, którymi, jak s±dzili, cia³o reaguje automatycznie w stanach podwy¿szonej ¶wiadomo¶ci. Zachêceni tym powodzeniem, odtworzyli jeszcze setki ruchów, które powtarzali, nie próbuj±c nawet ich posk³adaæ w jaki¶ zrozumia³y schemat. S±dzili, ¿e w podwy¿szonej ¶wiadomo¶ci ruchy te wykonuje siê spontanicznie, a ich efekt zale¿y od dzia³ania jakiej¶ si³y, zupe³nie niezale¿nej od woli szamanów.
Don Juan stwierdzi³, ¿e z natury spostrze¿eñ czarowników staro¿ytno¶ci zawsze wywodzi³, i¿ musieli oni byæ niezwyk³ymi lud¼mi, poniewa¿ odkryte przez nich ruchy nie zosta³y podobnie objawione wspó³czesnym szamanom, którzy równie¿ wchodzili w stany podwy¿szonej ¶wiadomo¶ci. Byæ mo¿e by³o tak dlatego, ¿e wspó³cze¶ni szamani nauczyli siê tych ruchów, w takiej czy innej formie, od swoich poprzedników, a mo¿e bra³o siê to st±d, ¿e czarownicy staro¿ytno¶ci mieli wiêksz± masê energetyczn±.
– Jak to rozumiesz, don Juanie, ¿e mieli wiêksz± masê energetyczn±? – spyta³em. – Byli wiêksi?
– Nie przypuszczam, by byli wiêksi w sensie fizycznym – odpar³. – Jednak¿e na poziomie energetycznym w oczach widz±cych jawili siê jako pod³u¿ne kszta³ty. Samych siebie nazywali ¶wietlistymi jajami. Nigdy w ¿yciu nie widzia³em ¶wietlistego jaja. Widywa³em jedynie ¶wietliste kule. Przypuszczalnie wiêc przez pokolenia cz³owiek utraci³ nieco masy energetycznej.
Don Juan wyja¶ni³ mi, ¿e dla widz±cego wszech¶wiat sk³ada siê z nieskoñczonej liczby pól energetycznych. Widz±cemu przedstawiaj± siê one jako ¶wietliste w³ókna, które strzelaj± dooko³a na wszystkie strony. Don Juan powiedzia³, ¿e owe w³ókna przeszywaj± ¶wietliste kule ludzi pod wszelkimi mo¿liwymi k±tami i ¿e ¶mia³o mo¿na przyj±æ, i¿ skoro kszta³ty ludzi jawi³y siê niegdy¶ w formie pod³u¿nej, podobnej do jaja, to by³y one znacznie wy¿sze od ku³. St±d te¿ pola energetyczne, które obejmowa³y ludzi w górnej czê¶ci ich ¶wietlistych jaj, obecnie, gdy ludzie s± ¶wietlistymi kulami, ju¿ ich nie obejmuj±. Dla don Juana oznacza³o to niejako utratê masy energetycznej, która mia³a byæ kluczem do odzyskania owego ukrytego skarbu: magicznych kroków.
– Dlaczego te kroki dawnych szamanów nazywa siê magicznymi krokami, don Juanie? – zapyta³em go pewnego razu.
-To nie tylko nazwa – odrzek³. – One s± magiczne! Skutków ich dzia³ania nie da siê ogarn±æ umys³em, odwo³uj±c siê do zwyk³ych wyja¶nieñ. Te ruchy nie s± æwiczeniami fizycznymi czy jedynie jakimi¶ pozycjami cia³a; to prawdziwe próby osi±gniêcia optymalnego stanu trwania. Magia tych ruchów – ci±gn±³ don Juan – to subtelna zmiana, któr± odczuwaj± æwicz±cy podczas ich wykonywania. To pewna aura efemeryczno¶ci, która naznacza ich cia³o i ducha, rodzaj l¶nienia, ¶wiat³o w oczach. Ta subtelna zmiana to dotyk ducha. To tak, jakby praktykuj±cy poprzez te ruchy odnawiali dawno zapomnian± wiê¼ z si³± ¿yciow±, dziêki której trwaj±.
Dalej wyja¶ni³, ¿e ruchy te nazywa siê magicznymi krokami równie¿ dla tej przyczyny, ¿e przenosz± szamanów, w obrêbie postrzegania, do odmiennych stanów trwania, w których odczuwaj± oni ¶wiat w sposób nie daj±cy siê opisaæ.
– Ze wzglêdu na to w³a¶nie, ze wzglêdu na tê magiê – powiedzia³ mi don Juan – magiczne kroki trzeba praktykowaæ nie w ramach gimnastyki, lecz jako metodê przywo³ywania mocy.
– Ale czy mo¿na je traktowaæ jako æwiczenia fizyczne, mimo ¿e wcze¶niej nigdy ich tak nie traktowano? – zapyta³em.
– Mo¿esz je praktykowaæ tak, jak ci siê ¿ywnie podoba – odpar³ don Juan. – Magiczne kroki wzbogacaj± ¶wiadomo¶æ niezale¿nie od tego, jak je traktujesz. M±drze by³oby jednak nazywaæ je po imieniu, magicznymi krokami, które pozwalaj± praktykuj±cym odrzuciæ maskê uspo³ecznienia.
– Co to za maska uspo³ecznienia? – spyta³em.
– To taki pancerz, którego za¿arcie bronimy i za który umieramy – powiedzia³. – Pancerz, który narzuca na nas ¶wiat. Nie pozwala nam osi±gn±æ wszystkich naszych mo¿liwo¶ci. Ka¿e nam wierzyæ, ¿e jeste¶my nie¶miertelni. W tych ruchach ¿yje intencja tysiêcy czarowników. Wykonuj±c je nawet zupe³nie od niechcenia, doprowadzasz do unieruchomienia umys³u.
– Jak to rozumieæ, ¿e doprowadzam do unieruchomienia umys³u? – spyta³em.
– Wszystko, co robimy w naszym ¶wiecie – odrzek³ – uznajemy i rozpoznajemy, przetwarzaj±c to w ci±gi podobieñstwa, ci±gi rzeczy, powi±zane ze wzglêdu na funkcjê, jak± spe³niaj±. Na przyk³ad, je¿eli powiem ci “widelec", natychmiast przyjd± ci do g³owy: ³y¿ka, nó¿, obrus, serwetka, talerz, fili¿anka z podstawkiem, kieliszek wina, chili con carne, przyjêcie, urodziny, zabawa. ¦mia³o móg³by¶ tak jeszcze d³ugo wyliczaæ rzeczy funkcjonalnie ze sob± powi±zane, byæ mo¿e bez koñca. Wszystko, co robimy, jest tak w³a¶nie powi±zane. Dziwne u czarowników jest to, ¿e widz± oni, i¿ wszystkie te ci±gi pokrewieñstwa, wszystkie ci±gi rzeczy powi±zanych ze sob± funkcjonalnie w mniemaniu ludzi s± niezmienne i wieczne, niczym s³owo bo¿e.
– Nie wiem, don Juanie, po co mieszasz s³owo bo¿e do swoich wyja¶nieñ. Co ma wspólnego s³owo bo¿e z tym, co usi³ujesz mi wyja¶niæ?
– Wszystko! – odpowiedzia³. – Wygl±da na to, ¿e w naszych g³owach ca³y wszech¶wiat jest niczym s³owo bo¿e, absolutny i niezmienny. Tym siê kierujemy. Gdzie¶ g³êboko w sobie mamy taki mechanizm, który nie pozwala nam siê zatrzymaæ i stwierdziæ, ¿e s³owo bo¿e – w naszym pojêciu – odnosi siê do ¶wiata, który jest martwy. Za to ¿ywy ¶wiat nieustannie p³ynie. Porusza siê. Zmienia. Przeistacza siê. Najbardziej abstrakcyjnym powodem, dla którego magiczne kroki czarowników mojej linii s± magiczne – ci±gn±³ don Juan – jest to, ¿e w czasie ich wykonywania cia³o praktykuj±cego u¶wiadamia sobie, i¿ wszystko, zamiast byæ nieprzerwanym ³añcuchem pokrewnych sobie obiektów, jest strumieniem, nieustaj±cym przep³ywem. A skoro wszystko we wszech¶wiecie p³ynie niczym strumieñ, mo¿na ów strumieñ zatrzymaæ. Mo¿na postawiæ na nim tamê i tak wstrzymaæ lub zmieniæ jego przep³yw.
Don Juan wyja¶ni³ mi kiedy¶, jak praktykowanie magicznych kroków wp³ynê³o na czarowników z jego linii, i porówna³ ich sytuacjê z tym, co siê stanie ze wspó³czesnymi praktykuj±cymi.
– Gdy czarownicy mojej linii u¶wiadomili sobie – rzek³ – ¿e praktykowanie ich magicznych kroków powoduje wstrzymanie zwykle nieprzerwanego przep³ywu zdarzeñ, prze¿yli szok i omal nie umarli z przera¿enia. Wymy¶lili ca³y uk³ad metafor dla opisu tego wydarzenia i kiedy starali siê je obja¶niæ i zanalizowaæ, spaprali ca³± sprawê. Zapl±tali siê w rytua³y i ceremonie. Zaczêli odgrywaæ akt wstrzymania przep³ywu zdarzeñ. Wierzyli, ¿e je¶li z okre¶lonym aspektem swoich magicznych kroków zwi±¿± pewne ceremonie i rytua³y, same magiczne kroki przynios± po¿±dany rezultat. Po nied³ugim czasie bardziej grzê¼li w nieprzebranej liczbie swoich niezwykle z³o¿onych rytua³ów i ceremonii ni¿ w samych magicznych krokach. To bardzo wa¿ne, aby skierowaæ uwagê praktykuj±cych na pewien okre¶lony aspekt magicznych kroków – ci±gn±³ don Juan. – Jednak¿e to zapatrzenie powinno byæ swobodne, na weso³o, bez ¶miertelnej powagi i posêpno¶ci. Magiczne kroki powinno siê praktykowaæ dla samej przyjemno¶ci, jak± to przynosi, nie przejmuj±c siê zbytnio korzy¶ciami.
Poda³ przyk³ad jednego ze swoich towarzyszy, czarownika o imieniu Silvio Manuel, którego ulubionym zajêciem by³o dostosowywanie magicznych kroków czarowników staro¿ytno¶ci do kroków jego wspó³czesnego tañca. Don Juan okre¶li³ Silvia Manuela jako niezrównanego akrobatê i tancerza, który tak naprawdê tañczy³ swoje magiczne kroki.
– Nagual Elias Ulloa byt najwa¿niejszym innowatorem mojej linii – podj±³ don Juan. – To on w³a¶nie, ¿e tak powiem, wyrzuci³ ca³y ceremonia³ przez okno i praktykowa³ magiczne kroki wy³±cznie z t± my¶l±, z jak± pierwotnie ich u¿ywano, kiedy¶ w zamierzch³ej przesz³o¶ci – aby rozprowadzaæ energiê. Nagual Julian Osorio, który by³ po nim – mówi³ dalej – ostatecznie dobi³ ca³y ceremonia³. Jako ¿e by³ w rzeczywisto¶ci zawodowym aktorem i kiedy¶ siê utrzymywa³ z wystêpów w teatrze, wielk± wagê przyk³ada³ do – jak to okre¶lali czarownicy – teatru szamañskiego. On nazwa³ go teatrem nieskoñczono¶ci i zawar³ w nim wszystkie dostêpne mu magiczne kroki. Ka¿dy ruch odgrywanych przez niego postaci by³ na wskro¶ przesycony magicznymi krokami. To jeszcze nie wszystko, przekszta³ci³ on ten teatr w now± metodê ich nauczania. Wszystko siê zamknê³o pomiêdzy nagualem Julianem, aktorem nieskoñczono¶ci, a Silviem Manuelem, tancerzem nieskoñczono¶ci. Na horyzoncie zab³ys³a nowa era! Era czystego rozprowadzania!
Don Juan, wyja¶niaj±c rozprowadzanie, mówi³, ¿e ludzie, postrzegani jako skupiska pól energii, s± zamkniêtymi jednostkami energetycznymi o ustalonych granicach, które nie pozwalaj± ani na przedostawanie siê energii z zewn±trz, ani wydostanie z wewn±trz. Z tego powodu energia zawarta w takim skupisku pól energetycznych to wszystko, na czym ka¿dy cz³owiek mo¿e bazowaæ.
– Naturaln± sk³onno¶ci± ludzi – mówi³ – jest wypychanie energii jak najdalej od o¶rodków witalno¶ci, które siê mieszcz± po prawej stronie cia³a na samej krawêdzi klatki piersiowej, w okolicy w±troby i woreczka ¿ó³ciowego, oraz po lewej stronie cia³a, równie¿ na krawêdzi klatki piersiowej, w okolicy trzustki i ¶ledziony; na plecach, dok³adnie za tymi dwoma pierwszymi o¶rodkami – w okolicy nerek, i dok³adnie ponad nimi – w okolicy nadnerczy; jak równie¿ u nasady szyi, w do³ku u zbiegu obojczyka i mostka, a tak¿e doko³a macicy i jajników u kobiet.
– Jak ludzie wypychaj± tê energiê, don Juanie? – zapyta³em.
– Zamartwiaj±c siê – odpar³. – Poddaj±c siê napiêciom powszedniego ¿ycia. Przymus za³atwiania codziennych spraw odbija siê na ich zdrowiu.
– A co siê dzieje z t± energi±, don Juanie? – spyta³em.
– Zbiera siê na obrze¿ach ¶wietlistej kuli – rzek³. – Czasem tworzy nawet rodzaj grubej korowatej pow³oki. Magiczne kroki oddzia³uj± na ca³ego cz³owieka, pojmowanego jako cia³o fizyczne i jako skupisko pól energetycznych. Pobudzaj± energiê nagromadzon± w ¶wietlistej kuli i przekazuj± j± z powrotem do cia³a fizycznego. Magiczne kroki uaktywniaj± zarówno samo cia³o jako pewien uk³ad fizyczny, os³abiony przez rozproszenie energii, jak równie¿ cia³o jako pewien uk³ad energetyczny, który jest w stanie rozprowadziæ tê rozproszon± energiê. Energia na obrze¿ach ¶wietlistej kuli – ci±gn±³ – energia, która nie jest rozprowadzona, jest równie nieprzydatna jak kompletny brak energii. To naprawdê przera¿aj±ce, przechowywaæ gdzie¶ nadmiar energii, która jest w praktyce niedostêpna. To tak, jakby¶ by³ na pustyni i umiera³ z powodu odwodnienia, choæ masz ze sob± zbiornik z wod±, którego nie mo¿esz otworzyæ, bo nie masz czym. A na tej pustyni nie ma nawet jednego kamienia, którym móg³by¶ ten zbiornik rozbiæ.
Prawdziw± magi± magicznych kroków jest to, ¿e kieruj± one z³ogi energii z powrotem do o¶rodków witalno¶ci; st±d w³a¶nie bierze siê owo poczucie b³ogo¶ci i nieprawdopodobnej sprawno¶ci fizycznej, które udziela siê praktykuj±cym. Czarownicy z linii don Juana, zanim siê zagubili w nadmierne rozbudowanych rytua³ach i ceremoniach, okre¶lili warunek rozprowadzenia. Nazwali go nasyceniem, co mia³o oznaczaæ, ¿e zanurzali swoje cia³a w obfito¶ci magicznych kroków, pozwalaj±c sile, która nas spaja, kierowaæ magicznymi krokami tak, aby jak najskuteczniej rozprowadza³y one energiê.
– Jak to, don Juanie? Chcesz mi wmówiæ, ¿e za ka¿dym razem, gdy rozprostowujesz ko¶ci, i za ka¿dym razem, kiedy ja próbujê ciê na¶ladowaæ, faktycznie rozprowadzamy energiê? – spyta³em go pewnego razu bez cienia ironii.
– Za ka¿dym razem, gdy wykonujemy jaki¶ magiczny krok – odpar³ – tak naprawdê zmieniamy podstawow± strukturê naszej istoty. Energia, zazwyczaj zalegaj±ca gdzie¶ i bezu¿yteczna, zostaje uwolniona i zaczyna przenikaæ do wiruj±cych o¶rodków witalno¶ci w ciele. Tylko i wy³±cznie z pomoc± tej odzyskanej energii jeste¶my w stanie zbudowaæ groblê, zaporê, która jako jedyna mo¿e powstrzymaæ ów niepowstrzymany i zawsze szkodliwy dla nas strumieñ zdarzeñ.
Poprosi³em don Juana, aby poda³ mi przyk³ad takiej tamy na tym, jak to okre¶li³, szkodliwym strumieniu. Powiedzia³em mu, ¿e chcia³bym to sobie jako¶ wyobraziæ.
– Podam ci przyk³ad – rzek³. – W moim wieku powinno mi dokuczaæ, dajmy na to, wysokie ci¶nienie. Gdybym siê uda³ do lekarza, ten, widz±c mnie, przyj±³by zapewne, ¿e oto ma przed sob± starego Indianina, którego wyczerpa³y tysi±ce ró¿nych trosk, rozgoryczenie i kiepskie od¿ywianie; skutkiem tego wszystkiego, jak ³atwo przewidzieæ i czego nale¿y siê spodziewaæ, jest nadci¶nienie. W moim wieku to normalne. Nie mam najmniejszych k³opotów z nadci¶nieniem – mówi³ dalej. – Nie dlatego, ¿e jestem silniejszy od przeciêtnego cz³owieka albo mam lepsze geny, ale dlatego, i¿ moje magiczne kroki pozwoli³y mojemu cia³u wy³amaæ siê z wszelkich wzorców zachowañ, których skutkiem jest nadci¶nienie. Mogê ¶mia³o powiedzieæ, ¿e za ka¿dym razem, gdy rozprostowujê ko¶ci, wykonuj±c jeden z moich magicznych kroków, blokujê strumieñ statystycznych za³o¿eñ i typów zachowañ, które normalnie w moim wieku powoduj± nadci¶nienie. Innym przyk³adem, który mogê ci podaæ, jest sprawno¶æ moich kolan – ci±gn±³. – Nie zauwa¿y³e¶, ¿e jestem o wiele zwinniejszy od ciebie? Poruszam kolanami jak ma³y ch³opta¶! Dziêki moim magicznym krokom stawiam tamê na strumieniu zachowañ i zmian w strukturze fizycznej, które z wiekiem przyczyniaj± siê do zesztywnienia kolan, zarówno u kobiet, jak i u mê¿czyzn.
Chyba nic mnie tak nigdy nie z³o¶ci³o jak to, ¿e don Juan Matus, który z powodzeniem móg³by byæ moim dziadkiem, by³ nieporównywalnie m³odszy ode mnie. Przy nim by³em sztywnym i twardog³owym rutyniarzem. By³em niczym starzec. On za¶ by³ ¿wawy, pomys³owy, zwinny i praktyczny. Krótko mówi±c, by³ obdarzony czym¶, czego ja, mimo ¿e by³em m³ody, nie posiada³em – m³odo¶ci±. Bardzo lubi³ rozprawiaæ, ¿e byæ m³odym to nie to samo, co byæ obdarzonym m³odo¶ci±, i ¿e bycie m³odym nie stanowi ¿adnej przeszkody dla staro¶ci. Kierowa³ moj± uwagê na to, ¿e gdybym siê dok³adnie i spokojnie przygl±da³ innym ludziom, zgodzi³bym siê z tym, i¿ ju¿ w wieku dwudziestu lat s± oni starcami, idiotycznie klepi±cymi w kó³ko to samo.
– Jak to mo¿liwe, don Juanie – zapyta³em – ¿e mo¿esz byæ m³odszy ode mnie?
– Przezwyciê¿y³em mój umys³ – rzek³ i wytrzeszczy³ oczy, udaj±c wielk± dezorientacjê. – Nie mam umys³u, który by mi mówi³, ¿e ju¿ czas najwy¿szy siê zestarzeæ. Nie honorujê umów, których nie zawiera³em. Zapamiêtaj to sobie... to nie tylko puste has³o, kiedy czarownicy powiadaj±, ¿e nie honoruj± umów, których nie zawierali. Daæ siê staro¶ci to jedna z takich umów.
D³ugo milczeli¶my. Wydawa³o mi siê, jakby don Juan czeka³, by zobaczyæ, jaki efekt wywo³a³y jego s³owa. Moje wewnêtrzne ja, zdawa³oby siê niepodzielne, rozdziera³o siê jeszcze bardziej w obliczu moich jawnie przeciwstawnych reakcji. Z jednej strony ca³± si³± woli od¿egnywa³em siê od bzdur, które wyg³asza³ don Juan; z drugiej strony jednak nie mog³em nie dostrzegaæ, jak trafne by³y jego spostrze¿enia. Don Juan by³ stary, a jednak wcale stary nie by³. By³ m³odszy ode mnie o ca³e wieki. Nie wi±za³y go ¿adne my¶li i nawyki. Wydeptywa³ ¶cie¿ki niewyobra¿alnych ¶wiatów. By³ wolny, a ja by³em wiê¼niem moich ciê¿kich konstrukcji my¶lowych i moich przyzwyczajeñ, banalnych i ja³owych refleksji nad sob±, które – jak poczu³em wówczas po raz pierwszy w ¿yciu – nie by³y nawet moje.
Przy innej sposobno¶ci spyta³em don Juana o co¶, co nie dawa³o mi spokoju ju¿ od d³u¿szego czasu. Powiedzia³ mi wcze¶niej, ¿e czarownicy staro¿ytnego Meksyku odkryli magiczne kroki, które by³y niejako ukrytym skarbem, przechowywanym gdzie¶ do czasu, a¿ ludzie go odnajd±. Chcia³em wiedzieæ, kto móg³by co¶ takiego przechowywaæ z my¶l± o ludziach. Jedyne rozwi±zanie, które przychodzi³o mi do g³owy, nawi±zywa³o do katolicyzmu. S±dzi³em, ¿e zrobi³ to Bóg, jaki¶ anio³ stró¿ albo Duch ¦wiêty.
– To nie Duch ¦wiêty, który jest ¶wiêty tylko dla ciebie, gdy¿ w skryto¶ci ducha jeste¶ katolikiem – rzek³ don Juan. – I z ca³± pewno¶ci± nie jest to Bóg, ów dobrotliwy ojciec, jak go sobie wyobra¿asz. Nie jest to te¿ jaka¶ bogini, matka ¿ywicielka, pod której piecz± s± wszelkie ludzkie sprawy, w co wielu wierzy. To raczej pewna bezosobowa si³a, która przechowuje nieprzebrane bogactwa dla ¶mia³ków maj±cych odwagê ich szukaæ. Jest to si³a pochodz±ca z tego wszech¶wiata, tak jak ¶wiat³o czy grawitacja. To pewien czynnik spajaj±cy, wibruj±ca si³a, która ³±czy skupiska pól energetycznych – ludzi – w jedn± zwart± ca³o¶æ. Ta wibruj±ca si³a jest czynnikiem, który nie pozwala na przedostawanie siê energii do wewn±trz i na zewn±trz ¶wietlistej kuli. Czarownicy staro¿ytnego Meksyku – ci±gn±³ – byli przekonani, ¿e wykonywanie magicznych kroków jest jedynym czynnikiem, który przygotowuje cia³o i doprowadza je do transcendentalnego potwierdzenia istnienia owej spajaj±cej si³y.
Z obja¶nieñ don Juana wywnioskowa³em, ¿e wibruj±ca si³a, o której mówi³, spajaj±ca nasze pola energetyczne, musi bardzo przypominaæ zjawisko, które wed³ug wspó³czesnych astronomów zachodzi w j±drach wszystkich istniej±cych we wszech¶wiecie galaktyk. Ich zdaniem tam w³a¶nie, w j±drach galaktyk, dzia³a jaka¶ niewyobra¿alna si³a, która utrzymuje gwiazdy galaktyki w ich po³o¿eniu. Si³a ta, nazywana czarn± dziur±, jest pewnym tworem teoretycznym, dziêki któremu w najbardziej chyba sensowny sposób mo¿na wyja¶niæ, dlaczego gwiazdy nie oddalaj± siê, wypychane na zewn±trz przez w³asn± prêdko¶æ orbitaln±.
Don Juan mówi³, ¿e dawni czarownicy wiedzieli, i¿ ludzie – bêd±cy skupiskami pól energetycznych utrzymuj± siê w sobie nie dziêki jakim¶ energetycznym zwojom albo wiêzom, lecz dziêki pewnego rodzaju wibracji, która nadaje wszystkiemu naraz istnienie i w³a¶ciwe miejsce. Don Juan wyja¶nia³, ¿e czarownicy poprzez swoje praktyki i dziêki zdyscyplinowaniu nabrali umiejêtno¶ci obchodzenia siê z t± wibruj±c± si³±, gdy tylko w pe³ni sobie u¶wiadomili jej istnienie. Bieg³o¶æ, do jakiej doszli w operowaniu ni±, by³a tak niesamowita, ¿e ich czyny obros³y legend±, przeobra¿one w wydarzenia mityczne, które przetrwa³y do naszych czasów w formie ba¶niowej. Na przyk³ad jedna z opowie¶ci o staro¿ytnych czarownikach, któr± us³ysza³em od don Juana, mówi³a o tym, ¿e potrafili z niezwyk³± ³atwo¶ci± rozproszyæ sw± fizyczn± masê, opieraj±c po prostu ca³± sw± ¶wiadomo¶æ i intencjê na tej sile.
Don Juan stwierdzi³, ¿e chocia¿ w razie konieczno¶ci potrafili oni dos³ownie przej¶æ przez ucho igielne, to jednak nigdy nie byli zupe³nie zadowoleni z rezultatów rozpraszania swej masy. Powodem tego niezadowolenia by³o to, ¿e po utracie masy zanika³a ich zdolno¶æ do dzia³ania. Pozostawa³a im jedynie mo¿liwo¶æ biernego ¶ledzenia wydarzeñ, w których nie mogli uczestniczyæ. Rozgoryczenie, bêd±ce nastêpstwem tego wykluczenia z czynnego uczestnictwa w zdarzeniach, obróci³o siê, jak twierdzi³ don Juan, w s³abo¶æ, która w koñcu przyczyni³a siê do ich zguby – w obsesjê ujawnienia natury owej wibruj±cej si³y, obsesjê, która ¿ywi³a siê ich konkretno¶ci±; szamani zaczêli marzyæ o pochwyceniu i ujarzmieniu tej¿e si³y. Tym, czego najbardziej po¿±dali, by³a umiejêtno¶æ uderzania z eterycznego stanu bezmasowo¶ci – mrzonka, jak powiedzia³ don Juan, która nigdy siê nie zi¶ci.
Wspó³cze¶ni praktykuj±cy, spadkobiercy kulturowej spu¶cizny po czarownikach staro¿ytno¶ci, u¶wiadomili sobie, ¿e traktowanie wibruj±cej si³y w kategoriach konkretno¶ci i u¿yteczno¶ci nie jest mo¿liwe, i opowiedzieli siê za jedyn± rozs±dn± alternatyw± – postanowili u¶wiadomiæ sobie istnienie tej si³y, za cel sobie stawiaj±c jedynie elegancjê i b³ogo¶æ wyp³ywaj±ce z wiedzy.
– Wspó³czesnym czarownikom wolno wykorzystaæ moc owej wibruj±cej si³y spajaj±cej tylko raz, gdy poch³ania ich wewnêtrzny ogieñ, gdy zbli¿a siê czas, by opu¶ciæ ten ¶wiat – powiedzia³ mi kiedy¶ don Juan. – Dla czarowników nie ma nic prostszego ni¿ oprzeæ sw± absolutn± i ca³kowit± ¶wiadomo¶æ na owej wibruj±cej sile wraz z intencj± spalenia – i pyk! znikaj± niczym bañki mydlane.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pajaa1981.pev.pl