306 

po polsku


Wstecz / Spis tre¶ci / Dalej
* * *
Prosili¶my jednego ze s³u¿ebników ¶wi±tyni, by zbudzi³ nas o ¶wicie, i w chwili, gdy mia³em siê obudziæ us³ysza³em stukanie do drzwi. Niemal jednocze¶nie wyskoczyli¶my wszyscy z ³ó¿ek – tak niepomierne by³o nasze pragnienie ujrzenia z tego wysokiego szczytu pierwszych promieni ¶witaj±cego dnia.
Ubrali¶my siê w mgnieniu oka i niemal pêdem pobiegli¶my na dach, jak trzej niecierpliwi ¿acy. Kiedy wst±pili¶my na dach zbêdne by³oby proszenie nas o zachowanie spokoju. Ju¿ na pierwszy rzut oka obaj moi towarzysze z otwartymi ustami i oczami zamarli z podziwu. Gdyby kto¶ z boku mnie obserwowa³, to by z pewno¶ci± zobaczy³, jak niepomny z zachwytu, równie¿ otworzy³em usta.
Czeka³em, a¿ kto¶ siê odezwie, i us³ysza³em cichy jak westchnienie okrzyk jednego z towarzyszy: “Ale¿ my naprawdê jeste¶my zawieszeni w powietrzu!". Obaj moi koledzy mówili, ¿e do¶wiadczaj± tego samego wra¿enia, o którym im wspomnia³em, opowiadaj±c o tej pierwszej zwiedzanej przeze mnie ¶wi±tyni. Chwilowo ca³kiem zapomnieli, ¿e pod ich stopami ¶ciele siê jaki¶ grunt i mieli uczucie unoszenia siê w przestworzach. Jeden z nich nawet zauwa¿y³: “Nie dziwiê siê temu, ¿e ci ludzie potrafi± lataæ, do¶wiadczaj±c stale tego wszystkiego". Us³yszeli¶my za sob± cichy ¶miech i mimo woli powrócili¶my do otaczaj±cej nas rzeczywisto¶ci. Za nami sta³ Emil, D¿ast i nasz przyjaciel-kronikarz. Kto¶ z moich towarzyszy siê odezwa³: “To po prostu cud, nie dziwimy siê, ¿e potraficie lataæ po spêdzeniu tu pewnego czasu".
U¶miechnêli siê i jeden z nich powiedzia³: “Wy te¿ ³atwo potrafiliby¶cie lataæ tak jak my, musicie tylko przej±æ siê ¶wiadomo¶ci± tego, i¿ w g³êbi was drzemie ta sama moc, i zechciejcie skorzystaæ z niej".
Podczas ¶niadania postanowili¶my, ¿e pobêdziemy tutaj jeszcze trzy dni, gdy¿ przed wyruszeniem do umówionego miejsca spotkania zamierzali¶my zwiedziæ w pobli¿u pewn± miejscowo¶æ, budz±c± nasze zainteresowanie. Po przeczytaniu zapisów przyniesionych przez Emila, dowiedzieli¶my siê, ¿e grupa z kierownikiem naszej ekspedycji odwiedzi³a tê ¶wi±tyniê przed trzema dniami. Po ¶niadaniu weszli¶my znów na dach i zauwa¿yli¶my, ¿e mg³a siê stopniowo rozprasza³a. Obserwowali¶my ten proces stopniowych przeobra¿eñ, dopóki nie wzesz³o s³oñce i nie zapanowa³o wokó³ ¶wiat³o dzienne. Mogli¶my teraz dojrzeæ u podnó¿a tej stromej skaty maleñk± wioskê, a poni¿ej za ni± szersz± dolinê.
Dowiedzieli¶my siê, ¿e tu w³a¶nie przebywa³ Jan Chrzciciel i pobiera³ nauki w tutejszej ¶wi±tyni, która pozosta³a dot±d zupe³nie niezmieniona.
Oko³o godziny pi±tej po po³udniu nasz przyjaciel-kronikarz oznajmi³ nam, ¿e musi siê rozstaæ z nami na pewien czas, po czym u¶cisn±³ nam rêce – i znik³.
Wieczorem tego dnia obserwowali¶my najbardziej godny podziwu zachód s³oñca, jaki kiedykolwiek widzia³em. Siedzieli¶my na dachu ¶wi±tyni jeszcze d³ugo po pó³nocy, zadaj±c rozmaite pytania Emilowi i D¿astowi. Dotyczy³y one przewa¿nie mieszkañców tego kraju i jego historii. Du¿o o tym powiedzia³ nam Emil. Z opowiadañ jego wynika³o, ¿e ten kraj by³ zaludniony ju¿ na d³ugie tysi±ce lat przed pocz±tkiem przedstawionym przez nasze zachodnie ¼ród³a historii ogólnej. Miêdzy innymi powiedzia³: “Nie mam najmniejszego zamiaru pomniejszania waszej historii, chcê tylko to zauwa¿yæ, ¿e wasi historycy nie posunêli siê dalej odno¶nie pocz±tków powszechnej historii, przyjmuj±c za ustalone raz na zawsze, i¿ Egipt, zgodnie ze sw± nazw± oznacza zamierzch³o¶æ b±d¼ pustkê. W owych bowiem czasach, podobnie jak to siê dzieje i obecnie – znaczna czê¶æ ¶wiata przedstawia sob± umys³ow± pustyniê".
Zza dalekich gór wy³oni³ siê ksiê¿yc. Siedzieli¶my tak zapatrzeni w jego pe³niê, dopóki nie zawis³ prawie prostopadle nad naszymi g³owami. By³ to wspania³y widok. Nagle poza nami rozleg³ siê odg³os, jakby rzucanego przedmiotu. Zerwali¶my siê na nogi i rozejrzawszy siê woko³o zobaczyli¶my stoj±c± nieopodal, ¶redniego wzrostu kobietê, która u¶miechaj±c siê, zapyta³a, czy nie przestraszy³a nas. Stuknê³a tylko lekko nog±, by zwróciæ nasz± uwagê, lecz cisza by³a tak g³êboka, ¿e w naszych uszach zabrzmia³o to, jak ³oskot spadaj±cego przedmiotu.
Emil podszed³ do nas i u¶miechaj±c siê, przedstawi³ nas jej jako swojej siostrze. Spyta³a, czy nie przerwa³a nam medytacji. Usiedli¶my wszyscy i wkrótce zawi±za³a siê ogólna rozmowa, która przesz³a na wspomnienia o jej prze¿yciach i duchowej pracy. Mia³a trzech synów i córkê, która osi±gnê³a ju¿ pewien stopieñ rozwoju. Zapytali¶my, czy ¿y³o z ni± które¶ z jej dzieci. Odpowiedzia³a, ¿e dwoje m³odszych przebywa³o z ni± zawsze. Spytali¶my, czy mogliby¶my zobaczyæ jej dzieci. Odrzek³a, ¿e mog± tu przybyæ natychmiast, i zaraz siê zjawi³y przed nami – mê¿czyzna i kobieta. Przywitali siê z wujem, potem z matk± i przedstawili siê nam trzem. Syn uosabia³ typ piêknego mê¿czyzny, wysoki, z wygl±du licz±cy nie wiêcej ni¿ 30 lat. Córka by³a ¶redniego wzrostu, raczej szczup³a o bardzo delikatnych rysach twarzy i wygl±dzie dwudziestoletniego dziewczêcia. Dowiedzieli¶my siê, ¿e syn mia³ 115, a córka 128 lat Mieli byæ na jutrzejszym zebraniu, i wkrótce odeszli.
Gdy po odej¶ciu tych dwojga wyra¿ali¶my swoje zachwycenie tymi osobami, wówczas ich matka powiedzia³a do nas: “Ka¿de nowo narodzone dziecko jest dobre i doskona³e. W ogóle nie istniej± z³e dzieci – bez wzglêdu na to, czy zosta³y poczête w sposób doskona³y, czyli niepokalanie, czy te¿ drog± zwyk³ego rozmna¿ania siê za przyczyn± zmys³ów, inaczej mówi±c – w sposób ca³kiem fizyczny. Poczête w sposób doskona³y, szybko rozpoznaj± swoje synostwo bo¿e – ¿e s± Chrystusem. Rozwin± siê one szybko i bêd± dostrzegaæ wokó³ siebie jedynie doskona³o¶æ. Poczête za¶ drog± fizycznej przyczyny, tak¿e maj± mo¿liwo¶æ niezw³ocznego uznania swego synostwa bo¿ego i przekonania siê, ¿e w g³êbi nich przebywa Chrystus, ¿e mog± urzeczywistniæ rzeczy doskona³e, wyobra¿aj±c sobie Chrystusa. Wtedy bêd± zapatrzeni w umi³owany idea³ – a¿ wyra¿± go, czyli wy³oni± z siebie Chrystusa. Wówczas odradzaj± siê na nowo w doskona³o¶ci, czyli wy³aniaj± z g³êbi siebie doskona³o¶æ, która zawsze tam by³a. Niekiedy jeden z takich narodzonych otrzymuje ju¿ idea³ w postaci doskona³ej, a inny spostrzega ten idea³ i go rozwija, i w ten sposób obaj s± doskonali. Nie istniej± wiêc z³e dzieci-wszystkie s± dobre, albowiem wszystkie pochodz± od Boga". Na tym skoñczyli¶my rozmowê i ju¿ pó¼n± noc± udali¶my siê na spoczynek.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pajaa1981.pev.pl