Archiwum ROL Dziennik pisany noc±28 

po polsku


A:link {
BACKGROUND: none transparent scroll repeat 0% 0%; COLOR: #0000ff; TEXT-DECORATION: underline
}
A:visited {
BACKGROUND: none transparent scroll repeat 0% 0%; COLOR: #3a6ec1; TEXT-DECORATION: underline
}
A:hover {
COLOR: #900000; TEXT-DECORATION: none
}




















Informacje o
dokumencie

Autor
Gustaw
Herling-Grudziñski

Tytu³
Dziennik pisany noc±

Data wydania
1996.04.20


Dzia³
gazeta/Plus
Minus

Dziennik pisany noc±
Gustaw Herling-Grudziñski
Neapol, 12 marca 1996
Jorge Semprun, wybitny pisarz hiszpañski, aw³a¶ciwie
hiszpañsko-francuski, bo przecie¿ niektóre swoje ksi±¿ki napisa³ po
francusku. Urodzi³ siê w Madrycie w roku 1923. Wyemigrowa³ z rodzin± do
Pary¿a wczasie hiszpañskiej wojny domowej. Ojciec by³ dyplomat±
republikañskim. Syn studiowa³ filozofiê na Sorbonie, wst±pi³ do partii
komunistycznej i (w latach wojny) do francuskiego ruchu oporu. Gestapo
aresztowa³o go w roku 1943, blisko dwa lata by³ wiê¼niem Buchenwaldu. W
wolnej Francji po¶wiêci³ siê pisarstwu, w frankistowskiej wci±¿ Hiszpanii
konspirowa³. Szczególny rozg³os zdoby³y dwie jego ksi±¿ki Autobiografia
Federico Sancheza (pseudonim partyjny) i Wielka podró¿. Zerwa³ z parti± i
z komunizmem w po³owie lat sze¶ædziesi±tych. Po ¶mierci genera³a Franco
¿y³ miêdzy Pary¿em i Madrytem. By³ trzy lata ministrem kultury w rz±dzie
Gonzaleza, do roku 1991. Pozna³em go na dystans, nie pamiêtam dok³adnie
kiedy. Kto¶ podarowa³ mi jego francusk± ksi±¿kê Jaka piêkna niedziela!,
wskazuj±c entuzjastyczny rozdzia³ o moim Innym ¦wiecie, czytanym po
angielsku. Entuzjazm by³ szczery, skoro dziêki nieustêpliwym staraniom
Sempruna, i z jego wstêpem, moja ksi±¿ka, odrzucana w ci±gu trzydziestu
lat przez wydawców paryskich (nie pomog³y nawet interwencje Camusa) ,
ukaza³a siê wreszcie po francusku. Nawi±zali¶my wtedy kontakt osobisty, od
czasu do czasu odwiedza³em go, przy okazji pobytów w Kulturze, wjego
piêknym mieszkaniu ko³o placu Alma. Poniewa¿ planowa³ wtedy trylogiê o
rewolucji rosyjskiej, mog³em mu byæ choæ trochê pomocny, nie tak
oczywi¶cie jak jego (i mój) przyjaciel Micha³ Heller. Odwzajemnia³ mi siê
ciekawymi, inteligentnymi uwagami na tematy hiszpañskie.
Prawdziwe zacie¶nienie przyja¼ni nast±pi³o jednak stosunkowo niedawno,
w maju zesz³ego roku. Semprun, zaproszony przez Instytut Francuski w
Neapolu, mówi³ (jak teraz widzê) o swojej nowej ksi±¿ce Pisanie czy ¿ycie,
któr± przeczyta³em dopiero w tych dniach. Sala by³a pe³na, ale po jego
prelekcji s³uchacze zostawili nam swobodê i w praktyce zachêcili nas,
Sempruna i mnie, do publicznego dialogu. Szybko okaza³o siê, ¿e by³ to
dialog pasjonuj±cy: dialog by³ego wiê¼nia niemieckiego kacetu i by³ego
wiê¼nia sowieckiego ³agru. Bra³y w nim udzia³ jeszcze dwie osoby
nieobecne: Primo Levi, by³y wiêzieñ o¶wiêcimski, autor s³ynnej ksi±¿ki
Je¶li to jest cz³owiek, który pope³ni³ samobójstwo w swoim rodzinnym
Turynie dziesiêæ lat temu; i eseista francuski pochodzenia bu³garskiego
Tzvetan Todorow, autor ksi±¿ki o do¶wiadczeniach ³agiernych (nie swoich) W
obliczu sytuacji krañcowych.
Nowa ksi±¿ka Sempruna jest ¶wiadomie zbudowana jako d³ugi (300 stronic)
³añcuch dygresji. Lecz ten ³añcuch dygresji, nieraz znakomitych literacko,
ca³e to "obsesyjne" ko³owanie (takich jak Semprun, ja i Levi nazywa siê
prawie zawsze "ofiarami nieuleczalnej obsesji") doko³a Buchenwaldu
prowadzi do czego? Do jednobrzmi±cej konkluzji, która mimo up³ywu lat jest
nie tylko wci±¿ prawomocna; du¿o wiêcej, wbrew pozorom daje niekiedy znaæ
o swoim mniej lub wiêcej u¶pionym trwaniu, o swoim nieustannym czyhaniu.
Semprun po³o¿y³ na tytu³owej stronie Pisania czy ¿ycia motto z Malraux:
"Szukam najwa¿niejszego regionu duszy, w którym Z³o absolutne stawia opór
braterstwu". Sam okre¶la Buchenwald jako "przej¶cie przez ¶mieræ" i
"przej¶cie przez Z³o" (przez "Z³o radykalne", das radikal Böse, Kanta) .
Levi zamyka Rozejm s³owami: "Nic nie by³o prawdziwe poza kacetem. Reszta
by³a krótkim odpoczynkiem, z³udzeniem zmys³ów, snem". Todorow podkre¶la
"wzrost Z³a" w XX wieku, nieporównywalny z obieg³ymi stuleciami. Ja broniê
siê desperacko w Innym ¦wiecie przed duchowym zaka¿eniem, któremu ulegli
Borowski i Levi, wiar± w niezniszczalno¶æ duszy w cz³owieku (nie ka¿dym) ,
tej duszy, której Sza³amow nie chcia³ nikomu i za nic oddaæ; i o której
mówi³ -- on, ateista -- ¿e by³a przewa¿nie, w¶ród bardzo niewielu co
zdo³ali j± ocaliæ, synonimem wiary w Boga. W Boga -- trzeba jednak dodaæ
-- z "odwróconym wzrokiem" (Elie Wiesel) . Paradoksalnie, odwrócony wzrok
Boga wzmaga³ w¶ród niektórych skazañców intensywno¶æ wiary w Niego.
"Pisanie" z tytu³u ksi±¿ki Sempruna by³o prób± ocalenia; by³o "¿yciem",
które zasklepia czasowo rany, ale ich nie goi. Wspominam turyñskiego
ocalonego z O¶wiêcimia. Po tylu latach, g³o¶ny pisarz i ojciec rodziny,
wychodzi naraz rano na podest swego wysokiego piêtra w turyñskiej
kamienicy, patrzy chwilê w studniê schodów i rzuca siê wdó³. Zabi³ siê --
twierdzi Semprun -- by zabiæ w sobie pamiêæ Z³a radykalnego.
W niezwyk³ym, jak nigdy mo¿e dot±d tak otwartym dialogu publicznym w
Instytucie Francuskim w Neapolu, powiedzieli¶my wspólnie, Semprun i ja, ¿e
¶wiat jest dzi¶ po kacetach, krematoriach i Gu³agu przenikniêty do g³êbi,
i kto wie czy nie na wieki, nieludzkim "innym ¶wiatem", tragicznym
westchnieniem "je¶li to jest cz³owiek".
15 marca
Jan Pawe³ II wezwa³ do "rozszerzenia postu na telewizjê". Czyli
powtórzy³ laicki testament Karla Poppera, który zamiast mówiæ o "po¶cie"
uderzy³ tu¿ przed ¶mierci± w dzwon alarmowy. Wszystko zreszt± jedno jak to
zosta³o ujête, wa¿ny jest sam apel, by na jaki¶ przynajmniej czas w ci±gu
dnia i nocy zgasiæ w milionach domów telewizory i wstrzymaæ straszny potok
p³yn±cej z nich trucizny. Telewizja przesta³a ju¿ dawno byæ tylko ¼ród³em
informacji i rozrywki. Podwa¿a wszelkie elementarne warto¶ci; niszczy
wszelkie próby wychowania m³odych w ramach wzglêdnej przyzwoito¶ci i
czê¶ciowego bodaj wstrêtu do rozmaitych postaci gwa³tu.
Niestety jednak, o ile mia³ prawo do takiego ostrze¿enia Popper, o tyle
w papieskim wezwaniu tkwi szczypta hipokryzji. Czy to nie telewizji
zawdziêcza Jan Paw³ II niespotykane dot±d w historii, i upragnione,
nag³o¶nienie pontyfikatu? Czy nie nazywaj± go czêsto "papie¿em
telewizyjnym"? Czy jemu samemu nie zdarza siê posuwaæ za daleko, gdy na
przyk³ad pozwala ekipie telewizyjnej uczestniczyæ w jego wizycie w celi
wiêziennej tureckiego zamachowca Ali Agcy? Czy naprawdê nie zdaje sobie
sprawy, ¿e gesty mi³osierdzia i przebaczenia winny byæ z natury niejako
prywatne? ¯e powinny jak ognia wystrzegaæ siê teatralno¶ci? Tyle lat
up³ynê³o od tej telewizyjnej sceny, a ci±gle budzi we mnie odruch
sprzeciwu.
20 marca
W bardzo ³adnej (i wzruszaj±cej) ksi±¿eczce Wojciecha Karpiñskiego
Portret Czapskiego uderzy³ mnie szczególnie jeden fragment marginalny.
Karpiñski wraca do Pary¿a z Rzymu, gdzie ogl±da³ odrestaurowane freski
Micha³a Anio³a na sklepieniu Sykstyny (S±d Ostateczny) . Opowiada o swoim
zachwycie francuskiemu przyjacielowi (zdaje siê, ¿e chodzi o Besancona) .
Przyjaciel zimno przerywa jego zachwyty: "Te zebiegi restauratorskie
stanowi± dowód zabójczej pychy. Próbuje siê odwróciæ rzekê czasu. To
przyk³ad hybris, za któr± przyjdzie zap³aciæ. Wiedzieli o tym Grecy".
Karpiñski z¿yma siê najpierw wewnêtrznie, potem jednak s³owa francuskiego
przyjaciela daj± mu do my¶lenia. "Jego s³owa dotyczy³y czego¶ dla mnie
istotnego. Bywaj± takie momenty, gdy niebezpiecznie jest zawracaæ strugê
czasu. Kiedy to nastêpuje? Czy nam o tym s±dziæ? "
Rozumiem i podzielam dwojak± reakcjê Karpiñskiego. Z jednej strony
naprawdê zachwyt. Z drugiej wahania, a nawet w±tpliwo¶ci. Widzia³em tak¿e
odnowione freski, a teraz le¿y na moim stole ogromny, wspania³y album La
Cappella Sistina -- I primi restauri: la scoperta del colore. Bezsporne
jest "odkrycie koloru" w odnowionych freskach Micha³a Anio³a, odkrycie
niekiedy ol¶niewaj±ce. Ale. .. Nie, nie chodzi o hybris, tylko filozof
móg³ od razu wskoczyæ na tak wysokiego konia. Chodzi po prostu o ciê¿ar
czasu w dziele sztuki. Wolno ten ciê¿ar czasu ca³kowicie wyeliminowaæ?
Wolno dzie³a sztuki poddawaæ radykalnym zabiegom kuracji odm³adzaj±cej?
Nie jestem tego pewien. Przegl±dam album, powtarzaj±c nad ka¿d±
reprodukcj±: cudowne. I równocze¶nie czujê lekkie uk³ucie serca: przecie¿
patyna czasu sta³a siê w ci±gu wieków czê¶ci± S±du Ostatecznego. To trochê
tak, jakby na piêknej i bardzo starej twarzy kosmetyki wyg³adzi³y albo
zupe³nie usunê³y mapê czasu, zmarszczki. (A dzi¶ jest to mo¿liwe. ) Z
up³ywem czasu rodzi siê i rozwija autonomia trwania czasu w dziele sztuki.
Naruszaj±c j± radykalnie, ryzykujemy zatarcie tego, co siê potocznie
nazywa "duchem czasu".
S± restauracje i restauracje. Podobno Bernard Berenson, jako doktorant
historii sztuki w Harvard, przyjecha³ do W³och, kupi³ sobie osio³ka i
wêdrowa³ od ko¶cio³a do ko¶cio³a na Wybrze¿u Adriatyckim, odkrywaj±c swoim
nieomylnym okiem arcydzie³a renesansowych mistrzów pod skorup± czerni. I
kupuj±c je za grosze od ksiê¿y w potrzebie. Dzi¶ te arcydzie³a, doskonale
odnowione, wisz± w galerii jego imienia pod Florencj±. Znam jednak wypadek
(opisa³em go niegdy¶ w dzienniku) buntu mieszkañców w³oskiego miasteczka
przeciw "rozja¶nieniu", "odkryciu koloru" fresków w ich ko¶ciele;
przywykli od pokoleñ do fresków zaciemnionych przez "strugê czasu".
Bliskie mi wiêc jest swoiste "rozdarcie" Karpiñskiego. Sam miotam siê
miêdzy dwoma S±dami Ostatecznymi.
22 marca
Elena, najstarsza z czterech córek Crocego, zmar³a 20 listopada
zesz³ego roku, dok³adnie w rocznicê zgonu ojca. Chorowa³a trzy lata. Jej
straszna choroba, o której istnieniu dotychczas nawet nie wiedzia³em, nosi
imiê swego odkrywcy i badacza Alzheimera. Widywa³em co pewien czas krótko
postêpy choroby w rzymskim mieszkaniu Eleny, a raz spêdzi³em ca³y tydzieñ
z ni± na letnisku w Ravello. Przypadek choroby Alzheimera pos³u¿y³ mi za
temat opowiadania Gor±cy oddech pustyni. Mo¿e ten tytu³ wyra¿a wiêcej, ni¿
jakikolwiek tytu³ potrafi od razu na wstêpie wyraziæ.
Alzheimer jest rakiem psychiki, umys³u, uczuæ, pamiêci. Powoln± albo
szybk± agoni± ducha. Chory nie cierpi fizycznie, przeciwnie -- zamienia
siê w obojêtn±, nieczu³± ro¶linê. Nie poznaje, nie pamiêta, nie reaguje na
podniety, traci ochotê do rozmów i lektur, prowadzony przez bliskich za
rêce idzie ku ¶mierci pustyni± smagan± gor±cym wiatrem. Choroba
szczególnie straszliwa u osób o bogatym ¿yciu duchowym, obdarzonych przez
los rozlicznymi talentami i wielk± wiedz±. A Elena by³a tak± osob± --
¶wietn± eseistk± i t³umaczk± (zw³aszcza poezji niemieckiej i hiszpañskiej)
, a tak¿e niekiedy dobr± narratork± (jej ¶liczne Wspomnienia rodzinne
prze³o¿y³a na polski Rena Jeleñska) . Kocha³a siê w poezji. Jej wielka
antologia Poeti del Novecento italiani estranieri uchodzi s³usznie we
W³oszech za ksi±¿kê podstawow±. Mia³a tak wra¿liwe "ucho poetyckie", ¿e
wjednym ze swoich szkiców wysunê³a kandydaturê Pasternaka do Nagrody Nobla
na d³ugo przed ukazaniem siê Doktora ¯ywago. I to wszystko zostaje nagle
zniszczone. Jak u Ciorana w ostatnich miesi±cach jego ¿ycia. Pozostaje
tylko i wci±¿ otacza chorego czyj¶ gor±cy oddech, zapowied¼ ¶mierci.
Wczoraj przyjaciele, znajomi i czytelnicy Eleny urz±dzili jej
ca³odzienny pogrzeb wspomnieñ w sali konferencyjnej dawnego klasztoru
Sióstr Urszulanek. Przemawia³em i ja. Wspomina³em pierwsze z ni± spotkanie
i nasz± pó¼niejsz± wieloletni± przyja¼ñ.
Nasz pu³k, zaokrêtowany w Egipcie, dobi³ do portu w Taranto w wiliê
Bo¿ego Narodzenia 1943. Wy³adowano mnie na noszach, mia³em przesz³o 40
stopni gor±czki. Poniewa¿ nie by³o jeszcze we W³oszech polskich szpitali
wojskowych, odwieziono mnie do szpitala brytyjskiego pod Salerno. Le¿a³em
tam dwa i pó³ miesi±ca (tyfus) . Przepisy angielskie nakazywa³y kierowaæ
¿o³nierzy wypisanych ze szpitala do centrów rekonwalescencji na dwa--trzy
tygodnie odzyskiwania sprawno¶ci fizycznej przed wysy³k± na front.
Najbli¿szy Convalescent Depot znajdowa³ siê w Sorrento. Tam którego¶ dnia
dowiedzia³em siê, ¿e wpiêknej willi Tritone nad morzem, w willi
holenderskiego kolaboracjonisty zarekwirowanej przez aliantów, mieszka³ z
rodzin± Croce, wywieziony w ostatniej chwili z Neapolu przez majora
Intelligence Service Malcolma Munthe (syna Axela) wobec gro¼by uwiêzienia
go przez wycofuj±cych siê ju¿ Niemców w roli "drogocennego zak³adnika".
Przed wojn±, jako student UJP, interesowa³em siê trochê filozofi± Crocego,
czyta³em jego ³atwiejsze ksi±¿ki, anawet (po klêsce wrze¶niowej) zacz±³em,
dla zajêcia czarnych my¶li, t³umaczyæ z niemieckiego jego piêkny szkic
Heinrich von Kleist. Wybra³em siê wiêc do Tritone w towarzystwie
sorrentyñskiego znajomego. Filozof przyj±³ mnie ¿yczliwie, rozmawiali¶my
pó³ godzinki trochê po w³osku, a trochê po niemiecku, opowiedzia³em mu o
losach jego twórczo¶ci w Polsce; nie wiedzia³, ¿e w Krakowie wysz³a
ksi±¿ka o nim profesora Maurycego Manna, co dziwne; nie wiedzia³ te¿, co
mniej dziwne, o sporach Borowego z Elzenbergiem na temat jego estetyki
(Borowy by³ jej admiratorem, Elzenberg napisa³ artyku³ Z³y estetyk i jego
s³awa) . Zapisa³ sobie wszystko w dzienniku, po czym odda³ mnie w rêce
córek. Tylko z Elen± mog³em stosunkowo swobodnie rozmawiaæ po angielsku,
mój w³oski by³ jeszcze w powijakach. Elena redagowa³a pierwszy miesiêcznik
wwolnych do po³owy W³oszech pod nazw± Aretusa; i tam do spó³ki z ni±, we
wspó³pracy anglo-w³oskiej, napisa³em szkic Guida essenziale della Polonia,
wydrukowany w drugim numerze pisma. Tak zaczê³a siê nasza przyja¼ñ, tu¿
przed moim wyjazdem na front pod Monte Cassino. Po latach zainteresowa³em
Elenê literatur± polsk±. By³a zachwycona Mickiewiczem, bardzo wysoko
stawia³a (s³usznie) Lalkê Prusa. Nauczy³a siê naszego jêzyka na tyle, by z
pomoc± polskiej przyjació³ki El¿biety Cywiak, która wyjecha³a z Polski w
roku 1968 i osiedli³a siê w Rzymie, do swoich wielojêzycznych t³umaczeñ
do³±czyæ skromne próby przek³adów poezji polskiej. Jej du¿ym dokonaniem
by³y piêknie po w³osku wydane Sonety krymskie. Dosta³a za nie serdeczny
list z podziêkowaniem i gratulacjami od Jana Paw³a II.
Rzym, 27 marca
Mój wieczór autorski w rzymskiej stacji PAN, prezentacja du¿ego tomu
opowiadañ Ritratto veneziano i ma³ego tomu rozmów z dziennikark±
neapolitañsk± Titti Marone Controluce. Wieczór po w³osku ze wzglêdu na
do¶æ t³umn± publiczno¶æ w³osk± i szczuplejsz± polsk±, zamieszka³± jednak
przewa¿nie od lat w Rzymie, czyli jêzykowo "zakorzenion±".
Nocujê u Stefana Frankiewicza, mojego starego przyjaciela z czasów, gdy
pracowa³ w polskiej edycji Osservatore Romano, a teraz ambasadora RP przy
Stolicy Apostolskiej. Rozmawiali¶my do pó¼na, Stefan poszed³ ju¿ spaæ, a
ja mam ma³y atak bezsenno¶ci, który pasuje jak ula³ do "dziennika pisanego
noc±". Ilekroæ bywam w rzymskiej stacji PAN na Vicolo Doria, pierwsz±
postaci± wy³aniaj±c± siê z pamiêci jest uroczy, m±dry, stary ju¿ Józef
Micha³owski. To on za³o¿y³ stacjê (nazywa³a siê wówczas PAU) , to on
zgromadzi³ stosunkowo niewielk±, ale znakomit± bibliotekê. Dzie³em jego
¿ycia mia³a byæ ksi±¿ka (czy ksiêga) o ks. Adamie Czartoryskim, niestety
ci±gle uwa¿a³, ¿e nie jest do niej jeszcze w pe³ni przygotowany, wiêc
ogromna góra wiedzy urodzi³a w koñcu maleñk± mysz has³a w S³owniku
Biograficznym. Widzê go z cieniem przestrachu w oczach, a obok niego Karlê
Lanckoroñsk± w mundurze oficera 2 Korpusu. Toczy³a siê wtedy, nazajutrz po
uwolnieniu Rzymu, ostra walka o posiadanie biblioteki miêdzy emigracj± i
PRL. Czasem my¶lê, ¿e Micha³owski przyp³aci³ tê walkê ¶miertelnym atakiem
serca.
Dyrektorem rzymskiej stacji PAN jest dzi¶ Krzysztof ¯aboklicki.
Pamiêtam go sprzed wielu lat, gdy przyjecha³ po raz pierwszy do W³och jako
m³odziutki stypendysta, zadziwiaj±c wszystkich swoj± wyborn± znajomo¶ci±
jêzyka, którego nauczy³ siê w Polsce. Wkrótce bêdzie zapewne nastêpc±
profesora Brahmera na katedrze italianistyki.
Czyta³em opowiadanie Pier¶cieñ w przek³adzie obecnej na sali Donatelli
Tozzetti. Wprowadzi³ mnie Andrzej Litwornia, profesor polonistyki na
uniwersytecie w Udine. Wprowadzi³ doskonale, po³o¿y³ nacisk (ku mojej
rado¶ci) na stendhalowskie ci±goty w moich opowiadaniach-kronikach
w³oskich, powiedzia³ te¿ parê s³ów o mojej w³oskiej publicystyce na
podstawie Controluce i wycinków ze Stampy i Mattino. Jego obszerny szkic
(czyta³em go w rêkopisie) uka¿e siê w poznañskim miesiêczniku Arkusz.
Potem by³y pytania, bardzo ciekawe, ¶wiadcz±ce o pokrewieñstwach miêdzy
w³osk± i polsk± "scenê polityczn±". Czy w³oskim i polskim "zwierzêtom
politycznym" nie grozi aby zara¿enie siê chorob± "oszala³ych krów"?
Neapol, 2 kwietnia
Wiê¼ jest wed³ug mnie najlepszym, naj¿ywszym pismem katolickim w
Polsce. "Rosyjski numer" miesiêcznika przeczyta³em od deski do deski z
wielkim po¿ytkiem i nadziej±, ¿e istnieje jednak szansa narodzin nowego
jêzyka w naszym mówieniu o Rosji (po serwilistycznym jêzyku komunistów
plackiem lub na kolanach przed Starszym Bratem) . Jak dot±d (z nielicznymi
wyj±tkami, na przyk³ad Skaradziñskiego) przewa¿aj± trzy modele: ukrywana
pogarda, mniej ukrywane poczucie wy¿szo¶ci, sentymentalne harcerskie
"poca³unki na mrozie". Ton rosyjskiej Wiêzi nadaje artyku³ Agnieszki
Magdziak-Miszewskiej, w latach 1991--1995 Ministra Pe³nomocnego w
Ambasadzie RP w Moskwie (za Cioska) . Autorka zwiê¼le i jasno opisuje
kolejny zamkniêty rozdzia³ rosyjskiej historii po grudniowych wyborach do
Dumy Pañstwowej. Opis jest s³usznie pesymistyczny, ale z jednym "zadatkiem
na przysz³o¶æ". Tym zadatkiem s± urny wyborcze, "miejsce roz³adowania
spo³ecznej frustracji". "Mo¿e jednak klêska demokratów nie jest a¿ tak
wielka, je¶li uda³o im siê, w tak nied³ugim czasie, przekonaæ znacz±c±
czê¶æ spo³eczeñstwa, ¿e za pomoc± kartki do g³osowania jest w stanie
zdecydowaæ, choæby w niewielkim stopniu, o przysz³o¶ci swojej i pañstwa".

W zasadzie sk³onny by³bym zgodziæ siê ca³kowicie z Magdziak-Miszewsk±,
wiedz±c, ¿e po siedemdziesiêciu latach sowietyzmu proces g³êbokich i
istotnych zmian w Rosji musi byæ d³ugi; wymaga cierpliwo¶ci, na któr± nie
tak ³atwo potrafimy (i potrafi± Rosjanie) siê zdobyæ. Niestety, atut
kartki wyborczej jest, czy mo¿e siê okazaæ, obosieczny. W paryskiej
Russkoj Mysliczytam zawsze sta³± rubrykê Micha³a Hellera G³azami istorika.
W odcinku zatytu³owanym Grab nagrablennoje! Heller, zdaj±c sobie dobrze
sprawê, jak ryzykowne, a nawet niebezpieczne s± historyczne analogie,
przypomina zdobycie w³adzy przez Hitlera w³a¶nie kartk± wyborcz±.
Okoliczno¶ci s± podobne: i tu i tam, i teraz i wtedy, fala frustracji,
"weimarski" ba³agan przy ogromnej rozpiêto¶ci zarobków, od pokazowego i
bezwstydnego bogactwa do biedy, je¶li nie nêdzy, oraz uczucia upokorzenia
-- Traktat Wersalski w Niemczech, koniec Imperium w Rosji. Kiedy wiêc
Ziuganow bije kartk± wyborcz± swych rywali, trudno ufaæ bezgranicznie
urnom; trudno nie pamiêtaæ o ró¿nych postaciach "roz³adowania"
nagromadzonych i rosn±cych wci±¿ napiêæ.
5 kwietnia
Z Wyznañ ¦wiêtego Augustyna (w przek³adzie Zygmunta Kubiaka) : "Wielka
jest potêga pamiêci. Trwog± przejmuje, Bo¿e mój, to niezg³êbione,
nieskoñczone bogactwo. I to tym w³a¶nie jest duch, tym jestem ja. ..
Cokolwiek jest w pamiêci, to jest i w duszy. Wszystkie te rzeczy (obrazy
pamiêci) przebiegam i przelatujê, jak zechcê, a nieraz siê w nich
zag³êbiam, dok±d zdo³am, lecz nigdzie nie znajdujê dna. Taka jest si³a
pamiêci, taka jest si³a ¿ycia w cz³owieku ¿yj±cym -- chocia¿ jest on
¶miertelny".
Nikt chyba, poza ¦wiêtym Augustynem, nie napisa³ tak piêknej i m±drej
pochwa³y pamiêci. Jest istot±, rdzeniem ¶wiadomo¶ci; jest, jak powiada
Augustyn, si³± ¿ycia w cz³owieku ¶miertelnym, rozumnym i czuj±cym. Bez
niej ludzie umieraj±, b±d¼ marniej±. Opisa³em wy¿ej wypadek zniszczenia
pamiêci przez chorobê Alzheimera. Przed laty zanotowa³em w dzienniku
wy³owiony z prasy epizod, który by³ lekcj± znaczenia pamiêci w ludzkim
¿yciu. W kobiecym domu starców wybuch³ po¿ar, pensjonariuszki zdo³ano
uratowaæ, ale sp³on±³ ich skromny dobytek: listy, pami±tki rodzinne,
fotografie. Wkrótce potem zacz±³ siê pomór, dos³ownie pomór, w¶ród starych
kobiet ogo³oconych z resztek pamiêci. Chcia³oby siê powtórzyæ za
Augustynem: "Cokolwiek jest w pamiêci, to jest i w duszy". A gdy dusza
pustoszeje?
Nie inaczej ma siê rzecz z pamiêci± zbiorow±, spo³eczn± i narodow±.
Atrofiê i pó¼niej ca³kowit± amputacj± pamiêci, zarówno indywidualnej jak
zbiorowej, dostrzeg³ genialnie Orwell wRoku 1984. Dostrzeg³ równie¿, ¿e
mo¿e byæ gro¼nym instrumentem w³adzy: przyk³ady znamy ze wspó³czesnych
ustrojów totalitarnych. Postkomuni¶ci nie uwa¿aj± siê ju¿ za komunistów,
lecz ogarnia mnie niepokój, gdy s³yszê lub czytam, jak nawo³uj± do
"nieogl±dania siê za siebie i patrzenia tylko wprzysz³o¶æ", do
"niegrzebania siê w przesz³o¶ci", do "odwrócenia siê od wczoraj w imiê
jutra"; i gdy augustyniañskie "niezg³êbione, nieskoñczone bogactwo
pamiêci" potêpiaj± z grymasem irytacji jako "pamiêtliwo¶æ".
A kim w³a¶ciwie s± postkomuni¶ci? Mieszkam we W³oszech przesz³o
czterdzie¶ci lat, a wiêc od dawna ¶ledzê mentalno¶æ i dzia³ania mafii
sycylijskiej. Nie mogê siê naturalnie równaæ z nieod¿a³owanym Leonardo
Sciascia, jednym z czo³owych przedstawicieli dzisiejszej literatury
w³oskiej, ale sporo ju¿ wiem na temat mafii. Tak¿e mafia nie lubi
ogl±dania siê w przesz³o¶æ, nie lubi ludzi obdarzonych "zbyt d³ug±
pamiêci±". O tym, co wolno pamiêtaæ, a czego pamiêtaæ nie nale¿y, decyduje
mafijny boss. On wie, kiedy i jak mo¿na k³amaæ, po jego ewentualnym
aresztowaniu mafia wybiera go natychmiast na swego przywódcê in absentia,
daj±c tym dowód "suwerennej pogardy" dla pañstwa (to Mussolini, umys³
mafijny ¶rednich rozmiarów, wymy¶li³ i bardzo polubi³ zwrot sovrano
disprezzo) , on decyduje, kto z przeciwników zas³uguje na to, by pamiêtaæ
jego nazwisko. Omerta, kamieñ wetkniêty w usta zabitemu za karê nadmiernej
pamiêci i gadatliwo¶ci, stanowi podstawê mafijnego trybu, a raczej metody
¿ycia spo³ecznego. Zanalizowa³ to dosyæ dobrze socjolog niemiecki Henner
Hess, po czterech latach pobytu na Sycylii.
Na u¿ytek rozmaitych "politologicznych" m±drali (czyli g³upków w my¶l
trafnej formu³y Gombrowicza) , którzy g³owi± siê, czym jest postkomunizm,
jak siê ma do komunizmu, a jak do socjaldemokracji, czy do kapitalizmu
odnosi siê na serio czy wy³±cznie u¿ytkowo, jak± rolê odgrywa w jego
"postideologii" apetyt na w³adzê dla samej w³adzy, twierdzê kategorycznie,
¿e postkomunizm jest klasyczn± formacj± mafijn±. Sprawa na tyle ewidentna
dla wszystkich obserwatorów o jako tako zdrowym rozs±dku, ¿e nie domagam
siê cytowania ¼ród³a.
Gustaw Herling-Grudziñski
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++fot.
Andrzej Szafran









































Pytania i uwagi dotycz±ce archiwum: archiwum@rzeczpospolita.plOpracowanie Centrum Nowych Technologii,
(C) Copyright by Presspublica Sp. z o.o.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pajaa1981.pev.pl