01 

po polsku


Jêzyk polski:

“Monachomachia” Ignacy Krasicki
 






 
Ju¿ wschodz±cego s³oñca pierwsze zorze
Opowiada³y wrzaskliwe grzegotki
Ju¿ siê krz±tali bracia po klasztorze,
Ju¿ ko³o furty stêka³y dewotki,
Ju¿ ojciec Rajmund w pierwiastkowej porze
Wychodzi³ s³uchaæ ¶wi±tobliwe plotki,
Gdy my¶l±c (kto wie, czy o Panu Bogu)
Zgubi³ pantofel i upad³ na progu.
 
Skoczy³ na odwrót, a jako uczony,
Fataln± wró¿kê w tej przygodzie znaczy;
Wtem siê ko¶cielne odezwa³y dzwony,
Jêk smutny nowe nieszczê¶cia t³umaczy.
Ledwo odetchn±æ mo¿e, przestraszony,
Czuje, co straci³... a w takiej rozpaczy,
Gdy nie wie, czy spaæ, czy wyni¶æ, czy siedzieæ,
S±siad uprzejmy raczy³ go nawiedzieæ.
 
Ojciec to Rafa³ od Bo¿ego Cia³a,
Rafa³, towarzysz niewinnych rado¶ci;
Równego góra Karmelu nie mia³a
W rubasznych wdziêkach, ho¿ej uprzejmo¶ci.
Ten, skoro postrzeg³, jak siê wydawa³a
Twarz przyjaciela, w zbytniej troskliwo¶ci
Cieszy go najprzód w tak okropnej doli,
Dalej o¶miela pytaæ, co go boli.
 
“Wiesz, przyjacielu - rzecze Rajmund trwo¿ny-
Jako krok pierwszy reszt± dzie³a w³ada.
Wyszed³em rano z izby nieostro¿ny,
Zaraz siê w progu zjawi³a zawada.
Z³y to dzieñ! bêdzie w nieszczê¶cia zamo¿ny.
Tak los chcia³, nic tu roztropno¶æ nie nada.
Trudno przeciwne kazusy odegnaæ
Trzeba siê z furt± kochan± po¿egnaæ”.
 
Rzek³ i zap³aka³. Wtem brat Kanty leci:
“Panna Dorota do furty zaprasza”.
Nic nie rzek³ Rajmund. Pose³ drugi, trzeci,
Jeden go ³aje, a drugi przeprasza.
“Porzuæ te wró¿ki, straszyd³a dla dzieci-
Rzek³ Rafa³ - prosi przyjació³ka nasza.
Zwyciê¿ tê s³abo¶æ odwag± wspania³±,
¦mia³ym siê zaw¿dy najlepiej uda³o”.
 
Porwa³ siê Rajmund; lecz jak gro¼ne wa³y
Nadbrze¿na ska³a nazad w morze wpycha,
Stan±³ u proga na po³y zmartwia³y,
Sili siê wyni¶æ, jêczy, p³acze, wzdycha.
O¶miela Rafa³, mówca doskona³y,
Lecz darmo cieszy, darmo siê u¶miecha;
Widz±c na koniec bez skutku perory,
Zwo³ywa starszych i definitory.
 
Wchodzi Elijasz od ¶wiêtej Barbary,
Marek od ¶wiêtej Trójcy z nim siê mie¶ci,
Jan od ¶wiêtego Piotra z Alkantary,
Hermenegildus od Siedmiu Bole¶ci,
Rafa³ od Piotra, Piotr od ¶wiêtej Klary:
Zesz³o siê ojców wiêcej ni¿ trzydzie¶ci.
Starzy i m³odzi, rumiani, wybledli,
Wszyscy swe miejsca porz±dkiem zasiedli
 
Ju¿ ojciec przeor kaczkowatym g³osem,
Wprzód odkrz±kn±wszy, perorê zaczyna³,
Ju¿ ojciec Marek, siedz±cy ukosem,
Krêci³ szkaplerzem i za pas siê trzyma³;
Ju¿ ojciec B³a¿ej co¶ szepta³ pod nosem,
Ju¿ stary ojciec Elizeusz drzema³;
Ju¿ i niektórzy, znudzeni, odeszli,
Bia³okapturni gdy pos³owie weszli.
 
 
Pierwszy Gaudenty, ów Gaudenty s³awny,
Co wstêpnym bojem chcia³ losu probowaæ;
Skrytych fortelów nieprzyjaciel jawny,
¦wiadom swej mocy, nie lubi³ pró¿nowaæ;
A walecznymi dzie³ami zabawny,
Rêk±, nie piórem umia³ dokazowaæ:
Oko wynios³e i postaæ, i cera
Niezlêknionego by³y bohatera.
 
 
Hijacynt drugi, w wdziêcznej wieku porze,
Skromnie udatny, pokornie wspania³y,
U sióstr zakonnych pierwszy po doktorze:
Kszta³tny, wysmuk³y, ho¿y, okaza³y,
Posuwistymi kroki po klasztorze
P³yn±³; zefiry z kapturem igra³y;
Razem w¶ród rady obydwa stanêli
I tak poselstwo sprawowaæ zaczêli.
 
Najprzód Gaudenty pozdrowiwszy ¿wawo:
“Ojcowie - rzecze - czas pokazaæ ¶wiatu,
Kto ma z nas lepsze do nauki prawo,
Czyjego dzie³a zdatniejsze warsztatu.
Je¶li siê ksi±¿ek nudzicie zabaw±,
Je¶li¶cie szkole nie dali rozbratu,
Nam na zwyciêstwo, a wam za pokutê
Plac wyznaczamy... prosim na dysputê”.
 
Trzykroæ odkaszln±³, u¶miechn±³ dwa razy
Piêkny Hijacynt, nim zacz±³ przemowê:
“Raczcie - rzek³ - s³uchaæ bez ¿adnej urazy,
Ojcowie mili, poselstwa osnowê.
Je¿eli pe³ni±c starszeñstwa rozkazy
Znajdê umys³y do wzglêdów gotowe,
Szczê¶liwym nadto, najszczê¶liwszy z wielu,
¯em znalaz³ ³askê w przezacnym Karmelu.
 
Zakon nasz jako zbawiennej och³ody
Szacunku waszej wielebno¶ci szuka,
A chc±c daæ swoich prac jawne dowody
I w jakiej cenie u niego nauka,
Wyznacza bitwy plac na ³onie zgody.
Kto zwierzchnie s±dzi, pewnie siê oszuka.
Nie z³o¶æ, nie zemsta te nam chêci zdarza
Równego dzielno¶æ pragnie adwersarza”.
 
Skoñczy³. Natychmiast filozofskiej szko³y
Wyborne punkta do obrania daje.
Na takie has³o niewdziêcznej mozo³y
Rozruch siê wzmaga, mruczenie powstaje.
Gaudenty na to, walecznie weso³y,
Strzela oczyma, gdy usty nie ³aje.
Wtem ojciec przeor, co najwy¿ej siedzia³,
Tak na poselstwo obu odpowiedzia³:
 
“Przyjmujem chêtnie uczone wyzwanie.
Stawim siê w miejscu, które mianujecie;
Jeszcze nam si³y na tê wojnê stanie,
Jeszcze broñ dobra, której spróbujecie:
Hardym w przegranej bêdzie ukaranie,
Bêdzie pokuta, kiedy tego chcecie.
Nie zna zazdro¶ci, kto przesta³ na swoim;
Podchlebstw nie chcemy, a gró¼b siê nie boim”
 
Chcia³ ju¿ Gaudenty ukaraæ tê ¶mia³o¶æ,
Ju¿ siê zamierza³, lecz go kompan wstrzyma³;
A miêkcz±c srog± umys³u zuchwa³o¶æ,
Gdy postrzeg³, ¿e siê coraz bardziej z¿yma³,
¯eby utrzymaæ poselstwa wspania³o¶æ,
Wypchn±³ go za drzwi, a sam siê zatrzyma³.
Gniewliwych ojców pozdrowiwszy wdziêcznie,
Wymkn±³ siê z cicha, dopad³ furty zrêcznie.
 
Nowa przyczyna w Karmelu do rady
Ojciec Makary nie ¿yczy wojowaæ,
Ojciec Cherubin cytuje przyk³ady,
Ojciec Serafin chce losu próbowaæ,
Ojciec Pafnucy wysy³a na zwiady,
Ojciec Zefiryn nie chce i wotowaæ,
Ojciec Elijasz wielbi stan spokojny:
Starzy siê boj±, a m³odzi chc± wojny.
 
Za z³ym zwyczajnie idzie wiêkszo¶æ g³osów
Kreski wojenne z nag³a powiêkszone.
Wszyscy niepewnych chc± próbowaæ losów
I na powszechn± gotuj± obronê.
Starych uwagi zg³uszy³ wrzask m³okosów,
Nie s³ysz± dzwonów na sekstê i nonê.
Wtem brat Kleofasz na obiad zadzwoni³:
Wypadli wszyscy, jakby ich kto goni³.
 
 
 
 
 
 
 

 
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pajaa1981.pev.pl