06 

po polsku











Harry Harrison     
  Bill, Bohater Galaktyki

   
. 6 .    










   W latrynach a¿ hucza³o od plotek na
temat celu i d³ugo¶ci trwania dziewiczego lotu "Fanny Hill", jednak ¿adna z nich
nie okaza³a siê prawdziwa. Rozsiewano je zreszt± na polecenie dowództwa i jako
takie nie mog³y zawieraæ choæby ziarenka prawdy. Jedyn± rzecz±, której mogli byæ
pewni by³o to, ¿e najprawdopodobniej jednak gdzie¶ polec±, bowiem wszystko
wskazywa³o na to, ¿e przygotowuj± siê do tego, ¿eby gdzie¶ polecieæ. Nawet Tembo
musia³ siê z tym zgodziæ, kiedy uk³adali zapasowe bezpieczniki w magazynie.
   - Chocia¿ z drugiej strony - doda³ - mo¿e to byæ tylko
dzia³anie maskuj±ce dla zmylenia szpiegów. My tu udajemy, ¿e gdzie¶ lecimy, a
tymczasem leci tam zupe³nie kto inny.
   - To znaczy gdzie? - zapyta³ poirytowany Bill, odrywaj±c
sobie z palca wskazuj±cego kawa³ek paznokcia.
   - No, gdziekolwiek, to i tak nie ma wiêkszego znaczenia. -
Tembo nie przejmowa³ siê niczym, co nie mia³o bezpo¶redniego zwi±zku z jego
wiar±. - Za to wiem doskonale, gdzie ty wyl±dujesz, Bill.
   - Gdzie? - wstrzyma³ oddech Bill. By³ bardzo ³asy na
wszelkie tego typu plotki.
   - Prosto w piekle, chyba ¿e kto¶ zbawi twoj± duszê.
   - Nie, ju¿ wystarczy... - jêkn±³ Bill.
   - Spójrz tylko - szepn±³ kusz±cym tonem Tembo i uruchomi³
kieszonkowy projektor. Pojawi³y siê z³ote wrota, ob³oczki i rozleg³o siê
dyskretne dudnienie tam-tamów.
   - Skoñcz to pieprzone zbawianie! - wrzasn±³ bezpiecznikowy
pierwszej klasy Chandra i obraz znikn±³.
   Co¶ drgnê³o Billowi w ¿o³±dku, ale wzi±³ to za kolejny
sygna³ alarmowy wysy³any przez jego wnêtrzno¶ci, którym zdawa³o siê ci±gle, ¿e
próbuje siê je zag³odziæ na ¶mieræ, a do których nie dotar³o jeszcze w pe³ni, ¿e
po prostu zosta³y skazane na p³ynn± dietê. Tembo jednak przerwa³ pracê,
przechyli³ g³owê i stukn±³ siê próbnie w ¿o³±dek.
   - Lecimy - oznajmi³ po chwili - i to gdzie¶ daleko.
W³±czyli napêd gwiezdny:
   - Czy to znaczy, ¿e w³a¶nie przebijamy siê do
podprzestrzeni i ¿e za chwilê straszliwe konwulsje wstrz±sn± naszymi
jestestwami?
   - Nie, ju¿ siê nie u¿ywa starego napêdu podprzestrzennego.
Sporo statków przebi³o siê do podprzestrzeni z tymi konwulsjami i tak dalej, ale
jak dot±d ¿aden z nich nie wybi³ siê z powrotem. Czyta³em w ¯yciu ¯o³nierza"
artyku³ jakiego¶ matematyka, ¿e w obliczeniach by³ niewielki b³±d i ¿e owszem,
czas biegnie w podprzestrzeni zupe³nie innym tempem, tyle ¿e du¿o szybszym, a
nie du¿o wolniejszym, wiêc te statki mog± wróciæ ho, ho, albo i pó¼niej.
   - W takim razie jeste¶my w nadprzestrzeni?
   - Nic z tych rzeczy.
   - A mo¿e zostali¶my rozbici na atomy i wprogramowani do
wielkiego komputera, który my¶li sobie, ¿e gdzie¶ jeste¶my i wtedy tam jeste¶my?

   - Hej ! - powiedzia³ Tembo unosz±c wysoko w górê brwi. -
Jak na zoroastrañskiego wie¶niaka masz dosyæ niezwyk³e pomys³y. Pi³e¶ mo¿e czy
pali³e¶ niedawno jakie¶ ¶wiñstwo?
   - Powiedz mi! - b³aga³ Bill. - Skoro to ¿adna z tych
rzeczy, to co? ¯eby walczyæ z Chingersami, musimy przebyæ przestrzeñ
miêdzygwiezdn±. Jak to zrobimy?
   - To bardzo proste. - Tembo rozejrza³ siê dooko³a, czy nie
ma gdzie¶ w zasiêgu wzroku bezpiecznikowego pierwszej klasy Chandry, po czym
z³o¿y³ d³onie w kszta³t kuli. - Wyobra¼ sobie, ¿e moje d³onie to statek. Kiedy
w³±czy siê Napêd Dm±cy...
   - Jaki?
   - Dm±cy, bo dzia³a na zasadzie rozdymania. Widzisz,
wszystko jest zbudowane z takich ma³ych kawa³eczków zwanych elektronami,
protonami, neutronami, trontronami, czy jak tam jeszcze i te kawa³ki trzymaj±
siê w kupie dziêki takiej energii wi±¿±cej. Teraz, je¶li siê tê energie
zmniejszy - a zapomnia³em ci powiedzieæ, ¿e te kawa³eczki ca³y czas wiruj± wokó³
siebie jak g³upie, ale mo¿e ju¿ o tym s³ysza³e¶ - wiêc, kiedy siê zmniejszy te
energiê, to te kawa³eczki, w³a¶nie dlatego, ¿e wiruj±, zaczynaj± siê od siebie
oddalaæ i im mniejsza bêdzie ta energia, tym dalej od siebie pouciekaj±.
Nad±¿asz?
   - Chyba tak, ale nie jestem pewien, czy to mi siê podoba.

   - Tylko spokojnie. Widzisz moje d³onie? Kiedy energia siê
zmniejsza, statek robi siê coraz wiêkszy. Rozsun±³ rêce. - Wiêkszy i wiêkszy, a¿
w koñcu robi siê taki jak planeta, potem jak s³oñce, wreszcie jak ca³y system
planetarny. Dziêki Napêdowi Dm±cemu mo¿emy osi±gn±æ tak± wielko¶æ, jak± chcemy,
a potem siê go wy³±cza, kurczymy siê do normalnych rozmiarów i jeste¶my.
   - Gdzie jeste¶my?
   - Tam, gdzie mieli¶my byæ - wyja¶ni³ cierpliwie Tembo.
   Chandra zbli¿a³ siê powolnym krokiem przygl±daj±c im siê
podejrzliwie, tote¿ Bill zacz±³ z furi± polerowaæ b³yszcz±cy ju¿ i tak jak
lustro bezpiecznik. Kiedy Chandra znikn±³ za rzêdem porcelanowych walców, Bill
nachyli³ siê w stronê Tembo i sykn±³:
   - Jak mo¿emy byæ gdzie¶ indziej ni¿ na pocz±tku? Nadymaj±c
siê i kurcz±c nigdzie nie zalecimy.
   - Nie bój siê, sprytnie to wymy¶lili. To tak jak z gum± -
bierzesz j± w d³onie, a potem, nie ruszaj±c lewej, odsuwasz praw± tak daleko,
jak tylko mo¿esz. Kiedy teraz pu¶cisz ten koniec, który trzymasz lew± rêk±, guma
znajdzie siê tam, gdzie twoja prawa rêka. Rozumiesz? Nie przesuwa³e¶ jej, tylko
napina³e¶, a jednak siê przemie¶ci³a. Tak samo jest z naszym statkiem. Robi siê
coraz wiêkszy, ale tylko w jedn± stronê. Kiedy dziób znajdzie siê tam, dok±d
lecimy, rufa bêdzie ci±gle jeszcze tam sk±d wylecieli¶my. Potem kurczymy siê i
bang! ju¿ jeste¶my na miejscu. Do nieba, mój drogi, mo¿esz dostaæ siê równie
³atwo, je¶li tylko...
   - Kazania na koszt rz±du, co, Tembo - rykn±³ z drugiej
strony stosu bezpieczników Chandra, podgl±daj±c wszystko za pomoc±
przymocowanego do metalowego prêta lusterka. - Tak ciê za³atwiê, ¿e przez rok
bêdziesz polerowa³ te bezpieczniki! Ostrzega³em ciê ju¿!
   Pucowali w milczeniu a¿ do chwili, kiedy przez ¶cianê
wp³ynê³a do pomieszczenia planetka wielko¶ci tenisowej pi³ki. By³o na niej
wszystko: polarne czapy lodowe, fronty atmosferyczne, chmury, oceany i ca³a
reszta.
   - Co to?! - stêkn±³ zdumiony Bill.
   - B³±d w nawigacji - skrzywi³ siê Tembo. - Ma³y po¶lizg,
zamiast i¶æ ca³y czas do przodu, statek obsun±³ siê trochê wstecz. Hej, gdzie z
³apami! Czasem to siê mo¿e ¼le skoñczyæ. To ta planeta, któr± dopiero co
opu¶cili¶my, Phireginadon II.
   - Mój dom - rozczuli³ siê Bill i ³zy wezbra³y mu w oczach,
kiedy miniaturowy glob skurczy³ siê do rozmiarów kamyczka.
   - Pa, mamusiu! - pomacha³ planetce, która zmala³a jeszcze
bardziej, a w koñcu znik³a.
   Poza tym podró¿ by³a bardzo nudna, jako ¿e nie wiedzieli,
czy w ogóle siê poruszaj±, kiedy i gdzie siê zatrzymaj±, a szczególnie - gdzie w
ogóle s±. Kiedy jednak kazano im zdj±æ mocowania zapasowych bezpieczników
wiedzieli, ¿e gdzie¶ wreszcie dotarli. Potem przez trzy wachty nie dzia³o siê
kompletnie nic, a¿ wreszcie og³oszono Alarm Bojowy. Pêdz±cy na swoje stanowisko
Bill po raz pierwszy od chwili, w której rozpocz±³ sw± s³u¿bê, poczu³ co¶ na
kszta³t szczê¶cia. Wszystkie po¶wiecenia i niewygody nie posz³y jednak na marne.
Nareszcie bra³ udzia³ w akcji przeciwko wstrêtnym Chingersom.
   Zastyg³ w pozycji numer jeden, ze wzrokiem utkwionym w
czerwonych paskach, zwanych paskami bezpieczników. Przez podeszwy butów czu³
lekkie, ale wyra¼ne dr¿enie.
   - Co to? - zapyta³ nie otwieraj±c prawie ust.
   - Napêd g³ówny - odpar³ w podobny sposób Tembo. Silniki
atomowe. Pewnie gdzie¶ skrêcamy.
   - Ale gdzie?
   - Uwa¿aæ na paski! - krzykn±³ bezpiecznikowy pierwszej
klasy Chandra.
   Bill zacz±³ siê pociæ, a po chwili stwierdzi³, ¿e zrobi³o
siê wrêcz straszliwie gor±co. Tembo, ani na moment nie odrywaj±c spojrzenia od
pasków bezpieczników, wyskoczy³ z ubrania i u³o¿y³ je elegancko za sob±.
   - Jeste¶ pewien, ¿e mo¿na? - zapyta³ Bill szarpi±c za
ko³nierzyk. - Co siê w ogóle dzieje?
   - To wbrew przepisom, ale musisz siê rozebraæ, albo siê
ugotujesz. Dalej, synu, bo zdechniesz marnie. Musimy byæ w akcji, bo dzia³aj±
wszystkie tarcze. Siedemna¶cie ekranów si³owych, jeden elektromagnetyczny,
podwójnie zbrojony pancerz i p³ywaj±ca wokó³ tego wszystkiego cienka warstwa
pseuo¿ywej galarety, która klajstruje momentalnie wszelkie dziury. Dziêki temu
statek w ogóle nie traci energii i nie ma ¿adnego sposobu, ¿eby siê jej pozbyæ.
Ciep³a zreszt± te¿. Kiedy pracuj± silniki i wszyscy siê poc±, robi siê naprawdê
gor±co. A co dopiero, kiedy zaczniemy strzelaæ...
   Temperatura oscylowa³a wokó³ granicy tolerancji przez wiele
godzin, które spêdzili gapi±c siê na paski bezpieczników. W pewnej chwili
przyklejone do gor±cej pod³ogi bose stopy Billa wyczu³y leciutkie szarpniêcie.

   - A to co by³o?
   - Wystrzelili¶my torpedy.
   - Do czego?
   W odpowiedzi Tembo wzruszy³ tylko ramionami, nie
spuszczaj±c czujnego spojrzenia z pasków bezpieczników. Bill dos³ownie skrêca³
siê z niepewno¶ci, nudów, gor±ca i zmêczenia, kiedy po mniej wiêcej godzinie z
wentylatorów wion±³ wreszcie strumieñ ch³odnego powietrza i zrobi³o siê nawet
zno¶nie. Kiedy Bill wci±ga³ na siebie mundur, czarny misjonarz gdzie¶ siê
zawieruszy³, tote¿ Bill ciê¿kim, zmêczonym krokiem samotnie wraca³ do kabiny. Na
tablicy w korytarzu wisia³o jakie¶ og³oszenie, wiêc nachyli³ siê, by odcyfrowaæ
zamazan±, niewyra¼n± tre¶æ:
   Od: Kapitan Zekial
   Do: Ca³a Za³oga
   Dotyczy: Obecna Sytuacja
   Dnia 23
   11 - 8956 nasz statek uczestniczy³ w akcji zniszczenia
atomow± torped± nieprzyjacielskiej instalacji 17KL-345 i we wspó³dzia³aniu z
pozosta³ymi statkami flotylli "Skrwawione Krocze" zakoñczy³ sw± misjê pe³nym
sukcesem, w zwi±zku z czym og³asza siê, ¿e ka¿dy cz³onek za³ogi mo¿e do baretki
Orderu S³u¿by w Oddzia³ach Pierwszej Linii dodaæ Ob³ok Atomowy - oraz, chocia¿
jest to pierwsza misja tego rodzaju; bêdzie upowa¿niony do noszenia Orderu Walki
w Oddzia³ach Pierwszej Linii. Uwaga:
   Cze¶æ za³ogi przyczepi³a sobie ob³ok Atomowy do góry
nogami. Jest to wykroczenie przeciwko Prawu Wojennemu i jako takie bêdzie karane
¶mierci±.
nastêpny   






  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pajaa1981.pev.pl