wyklad02 

po polsku


  |    |    |  

Miejscem cz³owieka jest ziemia. Wyk³ady z ekofilozofii


WYK£AD DRUGI



Ontologia ekologiczna, czyli w co chcemy wierzyæ?
Ontologia, czyli, wedle klasycznej, greckiej jeszcze definicji,
"nauka o tym, co istnieje", pytaj±ca i obja¶niaj±ca
"jak to siê dzieje, ¿e jest bardziej Co¶
ni¿ Nic" jest nie tyle mo¿e nauk± zdoln±
daæ ostateczn± i jednoznaczn± odpowied¼ na
takie, fundamentalne b±d¼ co b±d¼ pytanie,
ile raczej nieustaj±cym wyzwaniem, któremu ka¿dy,
kto uwa¿a siê za filozofa, usi³uje sprostaæ
najlepiej jak potrafi. Mniejsze znaczenie ma tu odpowied¼
na problem, wiêksze za¶ - elegancja formalna Teorii
Bytu, któr± oferujemy odbiorcom. Mo¿na by zatem
przyrównaæ ontologiê do zapisu nutowego popularnej
i lubianej arii operowej, której s³uchaj±c bardziej
ciekawi jeste¶my g³osu nowego ¶piewaka ni¿
kunsztu starego kompozytora...

Ontologia ekofilozoficzna oczywi¶cie nie jest wolna od tego
obci±¿enia. Równie¿ i ona, je¶li ma
byæ potraktowana powa¿nie, nie mo¿e sobie ro¶ciæ
pretensji do ostatecznego i "jedynie s³usznego"
rozstrzygniêcia jakiejkolwiek kwestii metafizycznej. Natomiast
mo¿e i powinna sobie zdaæ sprawê, ¿e od
czasu, gdy zarzucono tworzenie wszechogarniaj±cych systemów
filozoficznych (od wieku XVIII), ludzko¶æ niepomiernie
siê wzbogaci³a. Sta³o siê tak za spraw±
nauk przyrodniczych i wykreowanej przez nie technologii z jednej
strony, a burzliwego rozwoju psychologii z drugiej. Chcemy czy
nie chcemy, odkrycia te zmieni³y nasze ¿ycie diametralnie
i do fundamentów.

To w³a¶nie spostrze¿enie jest dla ontologii ekofilozoficznej
najwiêksz± bodaj szans±. Ekofilozof nie mo¿e
wiêc na wie¶æ o najnowszych, szokuj±cych
nierzadko odkryciach fizyki wykrzykn±æ wzorem Einsteina:
"Bóg nie gra w ko¶ci!";
ekofilozof musi
ten boski hazard w³±czyæ w sw± wizjê
¶wiata. Nie bardzo mo¿e krzywiæ siê na mistyczne
ci±goty takiego np. Davida Bohma, który utrzymuje
istnienie "porz±dku ukrytego" i "super-ukrytego"
i tym samym bli¿szy jest gnostykom ni¿ nauce sensu stricto.
Ekofilozof powinien sobie raczej zadaæ pytanie: dlaczego
takie odkrycia s± dla ludzko¶ci szokuj±ce? - I
od tej odpowiedzi uzale¿niæ dalsz± konstrukcjê
systemu.

Dlaczego zatem odkrycie ¶wiata kwantów, zasada nieoznaczono¶ci,
albo koncepcja porz±dku ukrytego jest dla wspó³czesnego
cz³owieka szokuj±ce? Jedna z odpowiedzi brzmi: jest
szokuj±ce, bo zagra¿a naszemu bezpieczeñstwu
.
Bo burzy te schematy my¶lowe, z którymi ju¿ siê
z¿yli¶my, i które ju¿ oswoili¶my. W
kulturze Zachodu, w której rodzi siê na naszych oczach
ekofilozofia, cz³owiek bowiem najpierw poszukuje bezpieczeñstwa
i przetrwania, a dopiero potem wiedzy. Je¶li zatem wiedza
nie oferuje obrazu ¶wiata bezpiecznego - jest wypierana,
t³umiona i szykanowana, wskutek czego niewielkie ma mo¿liwo¶ci
przebicia siê do szerszej ¶wiadomo¶ci spo³ecznej.
Najbardziej nawet ekstrawaganck± i nielogiczn± teoriê
mo¿na podaæ i obroniæ, je¶li doda siê
do niej magiczn± formu³kê: TO JEST BEZPIECZNE
DLA LUDZKO¦CI, a ju¿ co jak co, ale propaguj±ca
jedno¶æ Cz³owieka i Natury filozofia ekologiczna
na tak± w³a¶nie formu³kê jest skazana.

Nie pamiêta o bezpieczeñstwie wspó³czesna
nauka, zapatrzona w dok³adno¶æ swoich przyrz±dów.
Oferuje obraz Rzeczywisto¶ci wprawdzie logiczny, lecz zdecydowanie
zdehumanizowany, w którym, niczym w powie¶ciach Frantza
Kafki, cz³owiek jest tylko nic nie wiedz±cym trybikiem
maszynerii ¶wiata. Nie pamiêta o bezpieczeñstwie
i "oficjalna" medycyna, która z uporem szuka
kolejnych genów i hormonów, miast leczyæ cz³owieka
jako ca³o¶æ. Taka medycyna wrêcz napêdza
klientelê znachorom i uzdrawiaczom - bo oni, choæ
nie dysponuj± osi±gniêciami techniki, lepiej rozumiej±
uzdrawiaj±c± moc my¶li i modlitwy.

Nauki przyrodnicze czasów najnowszych zaskakuj± nas
twierdzeniami jeszcze bardziej szokuj±cymi. Coraz bardziej
przychylaj± siê do twierdzenia wyg³oszonego przez
Wittgensteina: "¦wiat nie ma, byæ mo¿e,
struktury innej, ni¿ ta, któr± mu narzucimy"
.
W przek³adzie na jêzyk nauki oznacza to, ¿e
obserwator rzeczywisto¶ci... widzi w niej nie tyle obraz
¶wiata, ile swoje mniej lub bardziej ¶wiadome nastawienia.
Nie by³o to widoczne w makroskali, gdy nauka bada³a
obiekty porównywalne z nami, lud¼mi. Ale gdy zesz³a
piêtro ni¿ej, do badania atomów i cz±stek
elementarnych, okaza³o siê, ¿e tam jednoznaczno¶ci
nie ma. Odkryto zasadê nieoznaczono¶ci, która
g³osi, ¿e nie mo¿emy skupiæ umys³u jednocze¶nie
na dwu parametrach cz±stki. Umys³ tym samym siêgn±³
kresu swych mo¿liwo¶ci rozró¿nienia, co
jest fizycznym, obiektywnym obrazem ¶wiata, a co subiektywnym
nastawieniem obserwatora. Od tego momentu poznanie i stwarzanie
sta³y siê nierozró¿nialne.

W tym samym czasie austriacki logik, Kurt Goedel, udowodni³,
¿e ka¿dy system teoretyczny powy¿ej pewnego stopnia
z³o¿ono¶ci, musi okazaæ siê nielogiczny
i niespójny, mimo ¿e jeszcze przed chwil±, ubo¿szy
o kilka twierdzeñ i definicji spójny i logiczny
by³ jak najbardziej. Udowodni³ te¿, ¿e im
lepiej skonstruowane by³y fundamenty tego systemu - pojêcia
pierwotne, aksjomaty, zasady wnioskowania - tym pó¼niej
nast±pi rozpad, tym bardziej mo¿na system rozbudowaæ.
Zatem: za³o¿enia systemu tworz± wszystko, co w
systemie mo¿liwe. I je¶li przyjmowanie tych za³o¿eñ
jest intencjonalne (a takie na pewno jest), to tworzenie systemu
jest tak± sam± twórczo¶ci±, jak ka¿da
inna i takie same ma konsekwencje.

Swoje "trzy grosze" doda³a te¿ psychologia
humanistyczna: uczy ona mianowicie, ¿e czynników sprawczych
tak naszych wielko¶ci, jak i pora¿ek szukaæ trzeba...
w nas samych. Dok³adniej - w jako¶ci ludzkiego my¶lenia
o ludzkim bytowaniu. Kluczem do szczê¶cia lub nieszczê¶cia
ka¿dego z nas z osobna i ca³ej naszej spo³eczno¶ci
razem jest wiêc umys³ i jego zawarto¶æ -
ucz± koryfeusze nowoczesnej psychologii.

Tak oto zaczê³a siê nowa, fascynuj±ca przygoda
ludzko¶ci - odkrywanie sprawczej si³y my¶li.

Maj±c zatem pe³n± ¶wiadomo¶æ ³atwo¶ci
tworzenia i obalania systemów teoretycznych ekofilozof
nie ma ambicji powiedzenia: "to jest arche", "pocz±tkiem
jest apeiron", "¶wiat jest Liczb±" albo
"Bóg stworzy³ ¶wiat w my¶l teorii ewolucji";
ekofilozof bêdzie pyta³ raczej "jaki obraz Wszech¶wiata
da nam nasz±, ludzk± harmoniê i bezpieczeñstwo?"
Jaka wizja, podana w szkole, w popularnej ksi±¿ce, czy
na publicznym odczycie, sprawi, ¿e bêdziemy mieli powód
do ¿ycia w harmonii z Natur±, ze sob±, z innymi
lud¼mi? - Odpowied¼ ekofilozoficzna brzmieæ by
mog³a: jest to wizja ¶wiata sprzyjaj±cego spe³nieniom,
szczê¶ciu i pogodzie ducha jego mieszkañców
.
Tak te¿ uj±³ owo ekofilozoficzne credo
Henryk Skolimowski. W takim kontek¶cie zaiste dok³adnie
obojêtne bêdzie, jak tê wizjê skonstruujemy
i czy ma ona jaki¶ zwi±zek z tzw. prawd± obiektywn±.
Bo je¶li to nie co innego, jak tylko nasz Umys³ tworzy
Rzeczywisto¶æ przy pomocy My¶li, to tym samym
tworzy i prawdê tej rzeczywisto¶ci, a je¶li prawdy
nie stworzy, je¶li istniej± na³o¿one przez
naturê lub bogów ograniczenia, to i tak poza te ograniczenia
nie wyjdzie.

W taki oto sposób zyskali¶my bezpieczeñstwo
postulowane przed chwil±. Je¶li istniej± ograniczenia,
to dziêki ich istnieniu jeste¶my bezpieczni. Je¶li
ich nie ma, to te¿ jeste¶my bezpieczni, bo nie ma komu
s±dziæ nas i karaæ. W praktyce oba te biegunowe
za³o¿enia dope³niaj± siê, bo ograniczeniem
jest np. nasza konstrukcja psychosomatyczna - je¶liby¶my
chcieli zaprotestowaæ przeciw np. oddychaniu, to wielkiego
po¿ytku z nas raczej nie bêdzie. Zarazem nie wydaje
siê, by istnia³y jakie¶ nie do przeskoczenia bariery
tworzenia ¶wiata - dowodzi tego choæby potêga
wyobra¼ni poetów, proroków i wizjonerów.

Ekofilozofia wyrzeka siê zatem ambicji tworzenia jakiej¶
"jedynie s³usznej" ontologii. Postuluje jedynie,
by ontologia ta nie straszy³a cz³owieka ju¿ na
wstêpie czym¶, czego zrozumieæ nie jest on w
stanie. Ta metoda pozostaje w opozycji do wcale znacznej czê¶ci
tradycji filozoficznej, proponuj±cej tam, gdzie nie siêga
umys³ poznaj±cego dogmat, który ten umys³
przyt³oczy i zastraszy.

Nie protestujemy zatem przeciw "porz±dkom ukrytym",
gdy¿ mamy ¶wiadomo¶æ, ¿e zwidzia³y
siê cz³owiekowi byæ mo¿e takiemu samemu
jak my - ale i nie uciekamy od problemu w Tertulianowe credo
quia absurdum
. Ekofilozof powie raczej: taka a taka wizja
tego-co-jest, to nie wiêcej ni¿ produkt skojarzenia
odkrywczej intuicji ze sztafa¿em wychowania i przes±dów
funkcjonuj±cych w epoce, w której odkrycia dokonano.
(£atwo przecie zauwa¿yæ, ¿e barok, szukaj±cy
za wszelk± cenê tego, co stanowi atrybut Wiecznego
i Niezmiennego Boga, wyda³ niezmienn± i wieczn±
przestrzeñ fizyki newtonowskiej, za¶ niespokojny i
wymykaj±cy siê kontroli wiek XX da³ fizykê
relatywistyczn± i kwantow±, równie nieprzewidywaln±
jak i on sam). Ekofilozof u¶miechnie siê raczej ¿yczliwie
do ka¿dej próby jednoznacznej definicji ontologicznej
i powie: niew±tpliwie istnieje "co¶" wiecznego
i niezmiennego. Ale do¶wiadczamy tego "czego¶"
tylko poprzez tu-i-teraz naszego czasu i kultury. Wiêcej
nawet: do¶wiadczamy przez tu-i-teraz konkretnego cz³owieka,
który para siê ontologi± i stworzony przez siebie
system poddaje pod publiczny os±d. Ale dlaczegó¿by
owo tu-i-teraz, je¶li tworzy teoriê piêkn±,
a do tego jeszcze harmonijnie ³±cz±c± Cz³owieka
ze ¦wiatem, mia³oby nam byæ ciê¿arem?
Zgód¼my siê raczej, ¿e ontologia jest wiedz±
wci±¿ ¿yw±, wci±¿ p³odn±
i wci±¿ maj±c± zdolno¶æ samoodnawiania
siê. Jako taka - musi szukaæ nie tyle tego, co wieczne
(bo istnienie takowego ex definitione zak³ada), ile
jêzyka, którym Wieczno¶æ przemawia do
¿yj±cego w okre¶lonym chronotopie cz³owieka.

Co zatem proponuje ekofilozoficzna Wieczno¶æ nam, ludziom
dzisiejszym, ¿yj±cym w ¶wiecie dalekim od harmonii
i zgody wszystkich jego elementów? Ró¿nie tê
wieczno¶æ ju¿ w historii filozofii i historii
ludzko¶ci przyprawiano. Pominiemy tu szkolarski wyk³ad
historyczny, który musia³by od jasnych greckich pra¼róde³
poprzez metafizyczn± trwogê ¶redniowiecza, poprzez
sztuczki kartezjañskiego umys³u ery nowo¿ytnej
nieuchronnie doprowadziæ Czytelnika do niepojêtych
zawi³o¶ci XX-wiecznej filozofii akademickiej. Zastanowimy
siê natomiast g³êbiej nad sensem najwa¿niejszego
dla nowo¿ytnej, do dzi¶ aktywnej mentalno¶ci do¶wiadczenia,
jakim sta³o siê u pocz±tku ery nowo¿ytnej
- odkrycie kopernikañskie.

Dzisiejsi filozofowie i astronomowie zgodni s± co do tego,
¿e odkrycie Miko³aja Kopernika by³o rewolucj±
nie tyle w astronomii (bo hipoteza heliocentryczna znana by³a
i przed wyst±pieniem fromborskiego kanonika), ile w filozofii.
I to w filozofii rozumianej tak, jak my j± tu rozumiemy,
jako sztuce konstruowania odpowiednich dla czasów i ludzi
za³o¿eñ teoretycznych. Swoim za³o¿eniem
Kopernik uczyni³ zdanie: Natura wszystko zrobi³a
najpro¶ciej
. Skomplikowany i nielogiczny system ptolemejski
nijak siê do takiego za³o¿enia mia³. Ali¶ci,
oferowa³ swym odbiorcom co¶ dla ówczesnego cz³owieka
nierównie cenniejszego ni¿ matematyczna elegancja
i prostota: stuprocentowe bezpieczeñstwo istnienia, bo
w systemie Ptolemeusza cz³owiek jest w centralnym miejscu
Wszech¶wiata, w centrum Bo¿ej uwagi - a u Kopernika
jest zaledwie stworzeniem na maleñkiej planecie. Potê¿na
to degradacja!

Czy zatem Kopernik z rozmys³em chcia³ - jak nakazywa³a
jego chrze¶cijañska i duchowna proweniencja - upokorzyæ
cz³owieka, przypomnieæ mu o jego ma³o¶ci
wobec Natury i Boga? - Mo¿na przyj±æ i tak±
hipotezê. Kopernik by³ na pierwszy rzut oka tworem
bardziej katolicko-¶redniowiecznym ni¿ pogañsko-renesansowym:
kronikarze ukazuj± go jako osobê ascetyczn±, wyzbyt±
rado¶ci ¿ycia, kostyczn± i rygorystyczn± moralnie.
Takie tu-i-teraz filozofa istotnie mog³o daæ jako produkt
koñcowy próbê przypomnienia cz³owiekowi
przebrzmia³ej zda siê w czasach naszego znakomitego
rodaka sentencji: memento mori. Ale jest i druga mo¿liwo¶æ
spojrzenia na Kopernika i jego dzie³o: w³a¶nie
jak na w³a¶ciwy jego epoce zachwyt ¶wie¿o
nawróconego poganina nad doskona³o¶ci± Natury!
W³a¶nie tej, która "wszystko zrobi³a
najpro¶ciej", aby cz³owiek nie musia³ siê
nadmiernie trudziæ, by j± zrozumieæ. Aby nie
stan±³ przed ni± bezradny, lecz zachwycony prostot±
i porwany jej boskim piêknem.

Który zatem z tych punktów widzenia wybraæ?
Oczywi¶cie, zgodnie z ekofilozoficzn± pogod± patrzenia
na ¶wiat i ludzi - oba. Kopernik urodzi³ siê pod
zodiakalnym znakiem Ryb, który to znak ma tak± w³a¶nie
podwójn± i niespójn± naturê. Jedna
z tych "po³ówek podwójno¶ci"
to zachwyt poganina nad urod± ¶wiata doczesnego, druga,
to lêk cz³owieka ochrzczonego przed pu³apkami
za¶wiatów. Sam Kopernik w g³êbi swej istoty
zapewne bli¿szy by³ - jak wszyscy uczestnicy cywilizacji
humanistów - tej pierwszej, wolnej od lêku, a zdolnej
do bezinteresownego zachwytu nad dzie³em Stwórcy,
"po³ówce" swego znaku Zodiaku. Masowi odbiorcy
jego dzie³a okazali siê, jak widaæ z do¶wiadczeñ
czasów nowych i najnowszych, bli¼si drugiej po³ówce,
niezdolnej do rado¶ci poznawania, a ¿±daj±cej
bezpieczeñstwa i gwarancji zbawienia. Oni to w³a¶nie
nios±ce rado¶æ odkrywcy kopernikañskie
przes³anie odczytali jako prawdê o swym w³asnym
cierpieniu. W tym kontek¶cie zaciek³y opór Ko¶cio³a
przeciw nauce Kopernika jest nie tylko prób± ratowania
dogmatycznej nieomylno¶ci instytucji ko¶cielnych, lecz
i instynktown± obron± zalêknionego i niesamodzielnego
psychicznie cz³owieka przed degradacj± z centralnego
miejsca we Wszech¶wiecie.

Zastanówmy siê wiêc mo¿e, komu takie stuprocentowe
bezpieczeñstwo istnienia, takie "¶piewanie u
¿³obu, gdzie jest Bóg" jest potrzebne? -
Komu¶, kto bezpieczeñstwa nie ma na trwale wbudowanego
w swoje indywidualne psychiczne fundamenty. Taki kto¶ bêdzie
tworzy³ i podtrzymywa³ religie i Ko¶cio³y,
aby tylko nie dopu¶ciæ do swej ¶wiadomo¶ci
tego braku bezpieczeñstwa. A to oczywi¶cie zaprzeczenie
idei bezpiecznego i przyjaznego Wszech¶wiata. To odczuwanie
Rzeczywisto¶ci jako czego¶ przede wszystkim zagra¿aj±cego
istnieniu Jednostki. St±d w³a¶nie konieczno¶æ
tworzenia teorii i systemów, które dowarto¶ciuj±
zalêknionego. Taki by³ na pewno system ptolemejski.
Za¶ Kopernik, bezpieczny zapewne w swym humanistycznym podziwie
dla dzie³a Stwórcy, najpewniej zupe³nie nie by³
¶wiadomy niszcz±cej bezpieczeñstwo bycia reakcji,
jak± jego odkrycie mo¿e wywo³aæ u nie-humanisty.
Ba³ siê chyba nie tyle zniszczenia tego bezpieczeñstwa,
ile raczej zniszczenia swego dzie³a i osoby przez potêgê
ówczesnego Ko¶cio³a...

Dobrze, powiemy, Kopernik Kopernikiem, ale co z tego wynika dla
nas, ¿yj±cych i pytaj±cych o Tajemnicê Bytu
piêæ stuleci po nim? Odpowied¼, jakiej mo¿emy
w pe³ni ju¿ ¶wiadomie i w pe³ni odpowiedzialnie
udzieliæ, brzmi: oznacza to dla nas, ekofilozofuj±cych
u koñca XX wieku, konieczno¶æ wyrobienia sobie
bezpieczeñstwa bycia co najmniej takiego, jakie mia³
Kopernik w chwili dokonywania swego odkrycia. Wtedy Wszech¶wiat
poczêty z dzie³a fromborskiego samotnika stanie siê
nam przyjazny i nie bêdzie stawia³ ograniczeñ
ontologicznej wyobra¼ni. Wtedy za³o¿enie "natura
wszystko zrobi³a najpro¶ciej" bêdzie mia³o
i dla nas pe³ny sens. Stanie siê BEZPIECZNE.

I tak oto formujemy pierwszy szkic ekofilozoficznej ontologii:
¶wiat, w którym cz³owiek nie jest centrum
wszech¶wiata, a tylko jednym z wielu jego elementów,
to ¶wiat cz³owiekowi przyjazny
. I natychmiast dodamy
kolejne, z poprzedniego wynik³e, ewidentnie ju¿ ekologiczne
zdanie: cz³owiek nie musi wynosiæ siê ponad
inne stworzenia, aby czuæ siê bezpiecznie i szczê¶liwie
.
Ontologia, uwolniona tym postulatem z obowi±zku "matkowania"
cz³owiekowi, odzyskuje swoj± moc sprawcz± i jest
dla cz³owieka Ery Wodnika pe³nowarto¶ciowym natchnieniem
twórczym.

Nastawiwszy siê bezpiecznie i przyja¼nie do ¶wiata,
zatem dokonawszy intencjonalnej czê¶ci aktu stwarzania,
mo¿emy ju¿ oddaæ siê czê¶ci drugiej,
czysto filozoficznej i wolnej od pu³apek psychologii: konstrukcji
podstaw systemu.

Jako stwierdzenie fundamentalne przyjmiemy zdanie: my¶l
jest twórcza
, a poniewa¿ nie boimy siê ju¿
implikacji z tego zdania p³yn±cych, mo¿emy zastanowiæ
siê, jaki system na tym fundamencie postawiæ. (S³owo
"system" jest mo¿e nieco myl±ce, albowiem
sugeruje jaki¶ "jedynie s³uszny", b±d¼
"jedynie mo¿liwy" obraz ¶wiata. Ale my nie
tworzymy jednej wiêcej doktryny, lecz raczej ¶ledzimy
powstawanie Imago Mundi w ka¿dym z nas. Tote¿
ów "system" rozumieæ bêdziemy nieco
metaforycznie, nie tyle jako obraz ¶wiata jako takiego, lecz
tylko i wy³±cznie jako obraz ¶wiata w umy¶le
cz³owieka). Bêdzie to system dwuczê¶ciowy:
jedna jego czê¶æ to wszystko "wieczne",
"sakralne" i s³abo dostêpne poznaniu, druga
to wspomniane ju¿ tu-i-teraz poznaj±cego, z³o¿one
z jego osobowo¶ci, wychowania we w³a¶ciwej jego
czasom wiedzy i we w³a¶ciwych jego czasom przes±dach.
W czê¶æ pierwsz± wbudujemy jeszcze ca³±
sferê sacrum i wszelkie si³y kieruj±ce
w niewyt³umaczalny sposób ludzkim losem. Bêdzie
ona stanowiæ tworzywo, w którym My¶l bêdzie
rze¼biæ Kszta³t. Zatem owa My¶l - bli¿sza
w naszym rozumieniu greckiemu pojêciu Logos ni¿
definicjom psychologicznym - stanowiæ bêdzie po¶rednik
miêdzy postulowan± sfer± Wieczno¶ci, a do¶wiadczan±
sfer± codzienno¶ci. Nowo¶ci± w stosunku do
np. filozofii chrze¶cijañskiej stanie siê spostrze¿enie,
¿e ów Logos mniej ju¿ nale¿y do Boga,
a znacznie wiêcej do ludzi. Cz³owiek ery technologicznej
ma bez w±tpienia wiêksze mo¿liwo¶ci kreacji
¶wiatów, ni¿ cz³owiek ¶lepo zale¿ny
od Natury. Przy dzisiejszym poziomie technologii przej¶cie
od pomys³u do realizacji jest w³a¶ciwie tylko kwesti±
czasu i nak³adów na realizacjê pomys³u
poniesionych. Oczywi¶cie nie uzurpujemy sobie pretensji do
stwarzania ¶wiata od zera, do u¿ycia my¶li np.
do obalania istniej±cych lub stwarzania nowych praw przyrody,
jako ¿e cz³owiek, pojawiaj±c siê w ¶wiecie
stworzonym wcze¶niejsz± od niego my¶l±, trafi³
w ¶wiat nie¼le ju¿ zagospodarowany i urz±dzony.
Tego dzie³a po Naturze poprawiaæ chyba nie musimy.
W wyj±tkowych wypadkach, np. wrodzonych albo dziedzicznych
chorób i uszkodzeñ cia³a i psychiki trzeba
oczywi¶cie interweniowaæ; mo¿na i trzeba modyfikowaæ
nasze ¶rodowisko naturalne, jednak bez chêci ow³adniêcia
nim bez reszty i przerobienia ca³ej Natury na wytwory s³u¿±ce
li tylko naszej hybris i z³udnemu bezpieczeñstwu
panowania nad wszystkim i wszystkimi.

G³ównym terenem ontologii ekologicznej bêdzie
zatem stwarzanie tego-co-cz³owiecze, czyli kulturowego obrazu
Rzeczywisto¶ci. Co wiêcej: jak do tej pory tylko kultura
oferuje cz³owiekowi pe³ne mo¿liwo¶ci kreacji
i unicestwiania ¶wiatów. I ona to w³a¶nie,
a nie co innego, potrafi z precyzj± chirurgicznego skalpela
oddzieliæ w filozofii jej przeczuwan±, ledwie u¶wiadamialn±,
niepoznawaln± zmys³ami i nieopisywaln± jêzykiem
warstwê metafizyczn±, wspóln± wszystkim
bez wyj±tku rasom, czasom i kulturom - od warstwy podleg³ej
tworzeniu i analizie, przynale¿nej w ca³o¶ci do
ludzkiego Imago Mundi.

Wolna my¶l cz³owieka najszybciej i najefektywniej manifestowaæ
siê bêdzie zatem w kulturze i jej wytworach, a - jak
wspomniano wcze¶niej - najwa¿niejszy i najpotê¿niejszy
dzia³aj±cy wytwór kultury to mit. On w³a¶nie
steruje zachowaniami uczestników kultury - tak¿e zachowaniami
filozofów. Jest on dla nas Logosem - "po¶rednikiem"
pomiêdzy sfer± Wieczno¶ci, a naszym codziennym
bytowaniem. Przychodzi gdzie¶ z g³êbin Kosmosu,
potem wyra¼nieje i zestala siê, najczê¶ciej
spontanicznie, prac± kilku pokoleñ za³o¿ycieli
jakiej¶ formacji kulturowej. Potem spisywany jest w literackiej
formie i staje siê kanonem, powielanym w szko³ach,
a przez to zabezpieczanym i konserwowanym w spo³ecznej ¶wiadomo¶ci.
My natomiast, ekofilozofuj±cy ¶wiadomie, zauwa¿my,
¿e tworzenie formy ju¿ dzia³aj±cego mitu,
to nic innego jak... tworzenie za³o¿eñ systemu!
I ¿e od jako¶ci tego tworzenia zale¿y ca³y
pó¼niejszy los kultury na tym micie opartej. Jako
pierwsze i podstawowe zadanie ontologii wymienimy wiêc przejêcie
kontroli nad procesem tworzenia i materializowania siê mitu
.
Skonstruujemy go tak, by pasowa³ do naszych czasów,
by tworzy³ przyjazne nam ¶rodowisko i wreszcie - last
but not least - by okaza³ siê wystarczaj±co odporny
na nieuchronn± tak¿e w ¶wiecie mitów erozjê,
¿eby kultura na nim oparta przetrwa³a d³u¿ej
ni¿ jej pierwsi fundatorzy.

Nie przes±dzamy zatem jakie bêd± ontologie nadchodz±cych
czasów; nie mamy pretensji do dania jakiego¶ "jedynie
s³usznego" obrazu ¶wiata. Przyznajemy filozofom
pe³n± swobodê tworzenia i obalania systemów.
Zadaniem ekofilozofii za¶ czynimy zadbanie, by za ich po¶rednictwem
podany mit bezpiecznie i d³ugo s³u¿y³ ludzko¶ci
nadchodz±cych czasów.





Anegdota podaje, ¿e tak mia³ siê zachowaæ
Einstein po us³yszeniu sformu³owanych przez Maxa Borna
zasad mechaniki kwantowej, w której niepojêty dla
racjonalnego rozumu czynnik losowy jest pierwszorzêdny.
Sam by³ przekonany, ¿e Wszech¶wiat jest deterministyczny
a wiêc przewidywalny.
Ju¿ od do¶æ d³ugiego czasu dokonania fizyki
najnowszej wiêcej maj± wspólnego z mistyk±
ni¿ naukami przyrodniczymi. Fizyka ta usi³uje opisaæ
obiekty dostêpne tylko wyobra¼ni, a w takim, na wpó³
wyprowadzonym ze ¶cis³ego rozumowania, a na pó³
z kapry¶nego natchnienia, ¶wiecie, jego twórcy
s± skazani na wprowadzanie do fizyki schematów kulturowych,
które ich samych wychowa³y. St±d pewnie ów
"porz±dek ukryty" - wprowadzona do fizyki koñca
XX w. koncepcja obecna i w filozofii (np. u Heraklita) i w astrologii
i w wielu mitologiach ¶wiata (choæby starotestamentowej,
gdzie Bóg jest niewidzialny i nie mo¿na sporz±dzaæ
jego wyobra¿eñ).
Teoriê uznajemy za dobr±, je¶li: a) umo¿liwia
ona trafne przewidywanie i b) po jej us³yszeniu jeste¶my
zaspokojeni poznawczo. Ten ostatni warunek jednak jest mocno zale¿ny
od parametru, który nazwiemy tu "moc± umys³u".
Osoba o silniejszym, bardziej dociekliwym umy¶le, ¿±da
g³êbszych teorii dla zaspokojenia ciekawo¶ci poznawczej.
Gdy jednak zbli¿amy siê do Tajemnicy Bytu wystarczaj±co
blisko, najsilniejszy nawet umys³ zostaje "pora¿ony":
rwie siê logika, zawodzi os±d, a cz³owiek staje
twarz± w twarz z sacrum. Je¶li jednak owo sacrum
jest sztucznie ustanawiane jako nieprzekraczalne tabu, w dodatku
przez osobê o umy¶le nie najsilniejszym - rodz±
siê dogmaty ograniczaj±ce poznanie. Wcze¶niej
czy pó¼niej kto¶ o umy¶le potê¿niejszym
od dogmatyka zauwa¿y mo¿liwo¶æ prze³amania
bariery. Wtedy dogmat upada, lub wymaga obrony metodami administracyjnymi;
jaskrawym przyk³adem tego zjawiska jest walka doktrynalna
- przekleñstwo wszelkich filozofii skojarzonych z dogmatami
religijnymi.
Zapewne ten zachwyt mia³ na my¶li Henryk Skolimowski
mówi±c o rewerencji, jako centralnej kategorii
ontologicznej, a wyja¶niaj±c to s³owami: nie zawsze
musimy ¶wiat rozumieæ, czasem wystarczy uszanowaæ.
Tê koncepcjê, zak³adaj±c±, ¿e
nie poznamy innego ¶wiata, ni¿ ¶wiat naszego umys³u,
wysunê³a w swej pracy doktorskiej, powsta³ej w
latach 1995-98, Katarzyna Kopias-£okuciejewska, z któr±
przedyskutowa³em owocnie wiele godzin na tematy filozoficzne.
Sama twórczyni koncepcji nazywa j± antropoontologi±
i jest do¶æ bliska pogl±dom wyznawanym przez ekofilozofów.
Nasuwaj± siê tu podobieñstwa znaczeniowe miêdzy
rol± Logosu, a funkcj±, jak± spe³nia Hermes
- s± "kurierami ja¼ni", przekazem miêdzy
Czasem i Wieczno¶ci±.





Miejscem cz³owieka jest ziemia. Wyk³ady z ekofilozofii

  |    |  

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pajaa1981.pev.pl